Namaszczenie Jezusa, którego pewna kobieta dokonała w Betanii, miało być w zamyśle ewangelistów czynnością antycypującą Jego pogrzeb. Gdy pewnego razu miałem okazję poznawać tajniki produkcji substancji zapachowych w muzeum perfum w Kairze, bardziej jeszcze niż alabastrowe flakoniki przyciągała uwagę słuchaczy czarnooka dziewczyna o imieniu Maria. A dokładniej – uwaga ta skupiała się na znaku krzyża wypalonym na jej nadgarstku. Okazało się, że jest to praktyka powszechna wśród koptów. Niewielka ich populacja, zagubiona wśród zalewu ludności muzułmańskiej, używa właśnie tego znamienia na znak przynależności do Chrystusa. Maria tłumaczyła cierpliwie łamanym angielskim, że nard otrzymuje się z przyjemnie pachnących części niektórych roślin, na przykład kozłka lekarskiego czy lawendy. Właśnie taki olejek został użyty do namaszczenia Jezusa (natomiast fakt, że dokonała go przypuszczalnie również Maria, jest zupełnym przypadkiem).