O pianiu kogutów

W judaizmie pierwszego stulecia pojawiały się różne kalkulacje, co do czasu przyjścia Mesjasza. Zazwyczaj bazowały one na opisie stworzenia świata w przeciągu sześciu dni i przekonaniu wypływającym z Biblii Hebrajskiej, iż dla Boga tysiąc lat jest, jak jeden dzień. Ukazując przyjście Mesjasza w metaforze pana powracającego do domu, Jezus wzywa: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora, o północy, czy o pianiu kogutów czy rankiem” (Mk 13,34).

Pewna koncepcja głosiła, że historia ludzkości dzieli się na trzy okresy: dwa tysiące lat bez Tory, dwa tysiące lat wypełniania Prawa i dwa tysiące lat ery mesjańskiej. Ta ostatnia era miała się opóźniać, gdyż na ziemi wciąż plenią się różne nieprawości. Jednak w czasach Jezusa oczekiwania mesjańskie Żydów przybierały na sile. Działo się tak zwłaszcza wtedy, gdy jarzmo rzymskie zacieśniało się coraz bardziej, ciążąc nad narodem wybranym przez Jahwe. Przekonanie, że to Bóg wyznacza przyjście króla z pokolenia Dawida znalazło swój zapis w apokryficznej księdze Psalmy Salomona: „Wejrzyj o Panie i wzbudź im króla syna Dawidowego na czas, który wyznaczyłeś, o Boże, aby Twój sługa panował nad Izraelem”. Obraz Mesjasza nakreślony w tym dziele został ujęty w kategorie ziemskiego monarchy. Mający nadejść Mesjasz nie będzie wojownikiem, lecz mądrym władcą, królem, który oczyści świątynię z pogan i zaprowadzi sprawiedliwość.

W mesjańskim posłannictwie Jezusa akcent zostaje zdecydowanie przesunięty na sferę duchową. Mesjańskie królestwo nie ma wymiaru politycznego, lecz jest stanem ducha żyjącego w głębokiej więzi z Bogiem. Ta więź może być przeżywana intensywnie i wciąż odnawiana o każdej porze: z wieczora, o północy, czy o pianiu kogutów czy rankiem.

Czujność nad przepaścią

Jechiel, wnuk rabbiego Barucha, bawił się pewnego razu w chowanego z przyjaciółmi. Dobrze się ukrył i cichutko czekał aż inni go znajdą. Gdy czekanie się przedłużało, delikatnie wychylił głowę. Nikogo nie było wokół. Po chwili Jechiel zdał sobie sprawę, że nikt go nie szuka. Chłopcy znudzili się zabawą i odeszli. Chłopiec się rozpłakał i pobiegł do swego dziadka: „Dziadku, bawiliśmy się w chowanego, ale chłopcy przestali mnie szukać i zajęli się grą w piłkę!” Bardzo poruszony rabbi Baruch rzekł: „Teraz wiesz, jak czuje się Bóg, gdy człowiek przestaje Go szukać”.

Bez względu na to, czy będziemy Go szukać, czy nie, Bóg przyjdzie niespodziewanie. Przyjdzie na pewno. Może będziemy zaskoczeni, jak cała ludzkość, oprócz Noego, gdy wody zalały świat. Albo jak mieszkańcy Sodomy, gdy pojawił się deszcz siarki. Stąd przestroga Jezusa: „Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, o pianiu kogutów, czy rankiem” (Mk 13,35).

Polska alpinistka i himalaistka, wrocławianka Wanda Rutkiewicz, kobieta, która na zawsze pozostała w górach, mawiała, iż są tam takie przepaści, których jeden człowiek nie będzie w stanie pokonać. Potrzebny jest ktoś drugi, kto poda linę. Przepaścią, która oddziela człowieka i Boga jest grzech. Bóg, stając się człowiekiem, przemierza tę przepaść. Przemierza ją tylko po to, by wybudować nad nią most. Wciąż czekamy na Tego, który nie tylko podaje linę, ale rozpina krzyż pomiędzy niebem a ziemią, aby każdy, kto w Niego uwierzy, miał szansę na pokonanie przepaści. A wszystko zaczyna się od czujności…

Noce na Majorce

Nie ma już dziś wśród mieszkańców Majorki dawnych serenos. Byli kimś w rodzaju strażników, którzy nocami wędrowali po ulicach, co chwilę wykrzykując godzinę. W ten sposób mieszkańcy nie musieli wstawać i zapalać świateł, by zorientować się, jaka to pora nocy. Budzili się na chwilę, słysząc okrzyki – klimatyzacja nie była jeszcze znana, więc okna domów były zawsze otwarte – i po chwili decydowali, czy pora już wstawać, czy można jeszcze na chwilę rzucić się w ramiona bogini nocy.

Serenos byli także wyrozumiali dla bajających w swoich zamkniętych i wymarzonych światach mężczyzn powracających z kantyny. Tych, którym nadmiar czerwonego wina o niebiańskim zapachu zbyt mocno zawrócił w głowie, wprowadzali do domów, pomagali otworzyć drzwi, a nawet układali do łóżek. Byli szczególnie wyrozumiali dla broken hearted, którzy ucieczki od miłosnych zawodów szukali w boskim trunku o purpurowej barwie i przezroczystości rubinu. Bo jak inaczej poradzić sobie w tych pierwszych chwilach, w których do świadomości dociera prawda, że czujność osłabła i miłość została odrzucona?

Serenos zapewne dobrze spełniliby zadanie wyznaczone przez Jezusa: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodziewanie przyszedłszy, nie zastał was śpiących” (Mk 13,35-36). Cztery cezury – wieczór, północ, pianie kogutów i ranek – nawiązują do żydowskiego zwyczaju dzielenia nocy na cztery straże, każda po trzy godziny. Chodzi więc o to, by czuwać nieustannie, a nie tylko trzy godziny w nocy, jak czynili to w dawnej Palestynie strażnicy miejskich bram. Czuwać, by nie przeoczyć tego jedynego momentu, w którym „Pan domu” powróci. Czuwać, by nie utracić wieczność. Bo przecież „tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął, albo straż nocna” (Ps 90,4).

Wyrwani z sidła

Ogłoszona przez św. Jana Pawła II patronka Europy, Edyta Stein, późniejsza Teresa Benedykta od Krzyża, od 1911 roku studiowała germanistykę, psychologię i historię na uniwersytecie we Wrocławiu. Zawsze zastanawiała mnie determinacja, z jaką Edyta traktowała naukę, ale także łatwość w podejmowaniu radykalnych decyzji. Jedną z nich było nieoczekiwane porzucenie jednego kierunku studiów na rzecz drugiego. W swoich zapiskach wrocławianka przedstawia to następująco: „Przez cztery semestry studiowałam na Uniwersytecie Wrocławskim. Uczestniczyłam w życiu tej Alma mater tak intensywnie, jak chyba mało kto, i mogło się wydawać, że do tego stopnia się z nią zrosłam, iż dobrowolnie jej nie opuszczę. Ale i teraz, i później jeszcze w życiu, potrafiłam lekkim ruchem zerwać najsilniejsze pozornie więzy i ulecieć jak ptak, który wyrwał się z sidła”.

I tak zrobiła. W 1913 roku przeniosła się do Getyngi, by kontynuować studia – tym razem filozoficzne – pod okiem twórcy fenomenologii Edmunda Husserla.

Gdy Jezus mówi: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie” (Mk 13,35), nie tylko odsyła naszą myśl ku końcu czasów. Pan przychodzi wielokrotnie i na różne sposoby. Czasem po to, by radykalnie przewrócić życie do góry nogami. I właśnie wtedy, czuwając, trzeba być gotowym, by zerwać najsilniejsze pozornie więzy i ulecieć jak ptak, który wyrwał się z sidła.

Adwentowe światło

Niewielkie duńskie miejscowości przyciągają swym urokiem szczególnie o zmroku. W malutkich oknach kamienic, przyozdobionych kwiatami i kolorowymi wiszącymi dekoracjami, które oddają klimat ciepła i intymności, pojawia się światło. Duńskie niebo powoli bierze we władanie Księżniczka Noc.

Południowa Jutlandia. Dziesięciotysięczne miasteczko. Dzień się kończy. Ustaje ruch na ulicach, a miasto spowija łagodna poświata szarości. Promienie zachodzącego słońca igrają z liśćmi i konarami pobliskich drzew. W czasach, kiedy miasta oświetlane były jeszcze lampami gazowymi, w miastach wyznaczano ludzi, którzy troszczyli się o to, aby co wieczór na ulicach zajaśniało światło. Atmosfera skłania do spokojnego spaceru wąskimi uliczkami.

W takim klimacie zapytajmy o symbolikę adwentowych świec.

Słuchaj w Radio „Wrocław” w każdą niedzielę o 6.50

Polub stronę na Facebook