III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU C

(28.02.2016)

Figowiec z Egiptu

22 marca 2008 r. Magdi Cristiano Allam, muzułmanin, przyjął chrzest z rąk Benedykta XVI. Historia jego nawrócenia była długa, szedł na spotkanie z Jezusem wyboistą drogą. Przez 14 lat uczył się w szkołach, gdzie wykładali włoscy katolicy, ale w tym czasie w jego życiu jeszcze nic się nie zmieniło. Rewolucja dokonała się później, dzięki mamie, która przeprowadziła się z Kairu do Arabii Saudyjskiej, a tam podjęła opiekę nad sparaliżowaną księżną Madawi bint Abdul Aziz, wnuczką króla Abdallaha. Dzięki tej przeprowadzce do rąk Allama trafiła Biblia. Czytał ją z zapartym tchem. Osoba Jezusa zauroczyła go, pociągnęła. Wreszcie pewnego dnia wstąpił do kaplicy salezjanów. Powracał tam później regularnie i stało się coś niezwykłego: jakaś siła pchnęła go do ołtarza w czasie udzielania Komunii świętej. On, mimo, że był muzułmaninem, podszedł, by przyjąć Jezusa. Potem sprawy przyśpieszyły. Gdy trafił do Włoch spotkał ludzi, którzy kochali i wyznawali Jezusa. Zobaczył, że to nie jest Bóg, który tylko formuje nakazy i zakazy, ale przede wszystkim kocha. „To było jak snop światła w moim życiu” – mówił Allam. Później napisał do papieża Benedykta XVI, a list drukowany był w wielu włoskich gazetach: „Ojcze Święty, nie bacząc ani na obawy przed zemstą islamistów, ani na opór wewnątrz Kościoła, miałeś odwagę udzielić mi chrztu św. Teraz proszę Cię, byś przyjął mnie z delegacją muzułmanów nawróconych na chrześcijaństwo w Europie i na świecie. Chcemy, by Kościół katolicki przestał się bać przekonywać muzułmanów do prawdy o Chrystusie”.

Magdi Cristiano Allam urodził się w 1952 r. w Egipcie, jako muzułmanin. Chrzest przyjął w roku 2008, a więc 56 czekał na to, aż jego drzewo wyda owoc nawrócenia. „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym” (Łk 13,8) – mówił właściciel figowca do ogrodnika, gdy uśpione drzewo nie owocowało. Ogrodnik jednak czekał i doradzając cierpliwość, czule okopywał roślinę. Chrystus, ogrodnik duszy i Pan czasu, nie rezygnuje z żadnej, marnie owocującej gałęzi. Czeka, ale nie jest bierny – daje wzrost.

CHŁOPIEC

(J 6,1-13)

Zaczął fascynująco. Przyciągał tłumy. Całe rzesze poszły za Nim na pustkowie, by godzinami słuchać, co ma do powiedzenia. Nikt nie chciał uronić ani jednego słowa. Właśnie tego było im potrzeba. Zapewnienia, że Bóg wie o każdym z nich wszystko i mimo to, chce uczynić, co tylko możliwe, by ocalić, uratować, zbawić. Że kocha do szaleństwa. I że nie opuści w nieszczęściu. Każde Jego słowo było niczym balsam. Aż do momentu, w którym się zagalopował: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Czy On postradał zmysły?

Tłumacz Biblii Tysiąclecia okazuje się mistrzem eufemizmów. Dlaczego? Gdyby dosłownie przełożyć Jezusowe słowa, należałoby napisać dość brutalnie: „Jeśli nie będziecie gryźć mięsa Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia”. Gryźć mięso? Dla Żydów słuchających Nauczyciela z pogardzanej Galilei Jego słowa były zwyczajnie gorszące. Stały w jawnej sprzeczności z zakazem zapisanym w Prawie: „Nie wolno wam tylko jeść mięsa z krwią życia” (Rdz 9,4). Czy ktoś posłany przez Boga mógłby wprost sprzeciwiać się Torze? – zastanawiali się. I odchodzili jeden po drugim.

Nie zrozumieli gestu, który Jezus uczynił chwilę wcześniej. Rozmnożył chleb dla głodujących. „Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów” – zwierzył się Jezusowi Andrzej, brat Szymona Piotra. To wystarczyło.

W tym fragmencie Ewangelii najbardziej lubię moment, gdy Jezus nakazuje uczniom zebrać pozostałe ułomki do koszy. Po co Mu one? – zastanawiam się czasem. Czy tylko po to, aby pokazać rozmiaru cudu? Aby dowieść, że z kilku chlebów można zebrać całe kosze okruchów? I myślę sobie, że nie tylko po to. Myślę, że Jezus mówi przez ten gest, że nie przeraża Go to, co połamane.

Wbrew wszystkiemu, Jezusowi potrzebne są połamane serca. Potrzebne są rozbite miłości i zdradzone przyjaźnie. Nie przerażają Go zerwane więzi. Nie przestraszają zdruzgotane marzenia i poobijane tęsknoty. On może całą tę biedę zebrać do kosza swego miłosierdzia. Nieudolność, małość, słabość może stać się miejscem, w którym On okaże swą wielkoduszną miłość. Wszystko to mieści się w Jezusowym koszu ułomków, których On tak bardzo potrzebuje. Więc biegnij z tym, co połamane, do Jezusa. On przecież nakazuje: „Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło” (J 6,12).

Chłopiec, który przyniósł kosz jęczmiennego pieczywa, był zapewne świadkiem tego, że Jezus wziął chleby, „odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. I rozdali tłumowi”. Nie mógł jednak wiedzieć, że niedługo później uczyni w wieczerniku to samo: „Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę! Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana” (Łk 22,19-20). To nie przypadek, że w opisie rozmnożenia chleba pojawia się identyczna sekwencja tych samych czasowników, co przy relacji z ustanowienia Eucharystii: wziąć – czynić dzięki – łamać – dawać. Rozmnożenie chleba dla głodujących tłumów to nic innego, jak zapowiedź Eucharystii.

Sakramentu Chleba, który łamany nad kielichem, skleja nasze połamane serca.