W „Etyce wartości” Tischner pisał: „Człowiek jest jak płynąca poprzez czas – pieśń. Kto gra ową pieśń? Sam człowiek jest tu instrumentem i artystą”. Wykonanie tischnerowskiej pieśni polega między innymi na praktykowaniu przykazania miłości Boga i człowieka, zgodnie z zasadą „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,39).

Coraz bardziej powszechna staje się następująca logika w pojmowaniu Jezusowego nakazu, przejętego przecież ze Starego Testamentu. Powinienem kochać Boga. Jak tę miłość wyrazić? Poprzez miłość drugiego człowieka! Czy mogę kochać drugiego nie kochając siebie? Oczywiście nie! W końcu chodzi o miłość mierzoną zasadą „jak siebie samego”. A to oznacza, że muszę skoncentrować się na sobie, zadbać o własny rozwój i wewnętrzne uzdrowienie. Najlepiej zrobić listę osób, które mnie skrzywdziły i okoliczności, w których to nastąpiło, by każdą z tych sytuacji solidnie rozważyć i omodlić. Najlepiej wstawienniczo. I w ten sposób miłość Boga sprowadzona została do … koncentracji na samym sobie.

Na szczęście jest też w tradycji chrześcijańskiej inny nurt rozumienia słów Chrystusa. Program Dwunastu Kroków stosowany przy terapii różnych uzależnień nakazuje zrobić inną listę – listę osób, które ja skrzywdziłem, by im zadośćuczynić wyrządzone zło i modlić się za nich. Podejmując konkretne kroki, by naprawić wyrządzone krzywdy, przybliżam się ku Bogu, któremu w ten sposób okazuję miłość. Staję się instrumentem i artystą pieśni, której dźwięki wyrażają miłość wobec Boga i bliźniego, a przez to – wobec siebie samego.