Karol de Foucould to założyciel zgromadzenia Małych Braci i Małych Sióstr Jezusa. Jego życie naznaczone było licznymi paradoksami. Wciąż marzył o założeniu wspólnoty, ale zmarł całkowicie osamotniony. Mówił: „To, o czym marzę w sekrecie, to coś bardzo prostego, małego liczebnie, przypominającego pierwsze wspólnoty pierwotnego Kościoła. Mała rodzina, małe ognisko monastyczne, maleńkie i bardzo proste”. Na łożu śmierci wyznał: „Ja, który potrafię tylko marzyć, niczego w życiu nie osiągnąłem”. Niedługo potem ogłoszony został błogosławionym.
Karol de Foucauld zginął podczas rozruchów w Hoggarze z rąk piętnastoletniego chłopca z plemienia Senussów, zawsze wrogo nastawionego do Francuzów. Jego życie zostało przerwane nagle, 1 grudnia 1916 roku. Wydaje się, że tak zakończyła się pustynna przygoda Karola, ale to tylko pozór. Faktycznie dopiero się zaczęła. Krew przelana na pustyni i wyciekająca na habit z napisem „Jezus – Caritas” zaczęła szybko przynosić owoce. Krew męczenników jest posiewem chrześcijan.
Życie Karola de Foucould było okazywaniem wdzięczności – absolutnie za wszystko. Nawet za śmierć, która przyszła z rąk nieprzyjaciół. W myśl słów Jezusa: „Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność?Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność?” (Łk 6,32-34).