W Kafarnaum (fot. M. Rosik)
Kościół, serce i krzyż
W historii egzegezy opowiadanie o uciszeniu przez Jezusa burzy na jeziorze doczekało się wielu symbolicznych – czy może lepiej: alegorycznych – interpretacji. Najbardziej powszechna jest ta, która każe w łodzi widzieć symbol Kościoła. Przy takim jej odczytaniu burza oznacza prześladowania i przeciwności, jakie spotykają przynależących do wspólnoty eklezjalnej. Interwencja Jezusa wskazuje na opiekę, jaką On – Głowa Kościoła roztacza nad swoim Ciałem.
Z egzystencjalnego punktu widzenia niezwykle atrakcyjna jest interpretacja moralna. Łódź jest alegorią serca ludzkiego. Burza, która szaleje próbując zatopić łódź, to pokusy, prześladowania, zmagania z grzechem. Jezus jawi się jako Ten, który ma moc wprowadzić ład w życie duchowe człowieka.
Istnieje wreszcie pasyjna interpretacja ewangelicznej historii. Łódź oznacza w niej krzyż Jezusa. Jezusowy sen u wezgłowia łodzi wskazuje na Jego śmierć, przebudzenie na zmartwychwstanie, a uciszenie burzy na ostateczne zwycięstwo nad szatanem, grzechem i śmiercią. Alegoria ta doskonale opisuje dzieje zbawienia: właśnie z krzyża Jezus, który zmarł, pokonuje śmierć i odnosi zwycięstwo nad mocami ciemności, dokonując jednocześnie zbawienia ludzkości.
Alegorycznych interpretacji opowiadania o uciszeniu burzy można przytoczyć o wiele więcej. W każdej z nich to Jezus jest zwycięzcą nad rwącymi siłami natury. Zwycięstwo to dokonuje się jednak po usilnym wołaniu: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy” (Mk 4,38). I właśnie tego wołania nigdy nie wolno nam zaniechać.
Bóg na śmietniku
„Obok ogromnego wysypiska śmieci w górach Meksyku zebrały się tysiące biednych ludzi. Wszyscy przygotowywali się do mszy. Ustawili mały stolik, który miał być ołtarzem – opowiada siostra Briege McKenna, klaryska irlandzkiego pochodzenia i autorka książki Cuda się zdarzają:
„Tuż przed rozpoczęciem Eucharystii stara Indianka przebiła się przez tłum, niosąc jakieś zawiniątko. Kiedy zobaczyłam ją podchodzącą, pomyślałam, że niesie do ołtarza jakąś ofiarę. Gdy rozwinęła to zawiniątko – okazało się, że był to malutki chłopczyk, którego całe ciało było poparzone i brudne. Wskutek niesienia jego skóra miejscami była zdarta do żywego ciała. Chłopiec strasznie płakał z bólu. Kobieta dodała, że znalazła dziecko na palącej się kupie śmieci. Ksiądz poprosił, by położyła dziecko pod prowizorycznym ołtarzem”.
Gdy podczas konsekracji kapłan podniósł do góry Hostię, siostra Briege była zszokowana postawą wiernych. Setki ludzi leżało w pokłonie, dotykając ziemi czołami. Pod koniec mszy chciała zobaczyć małego chłopca, ale pod ołtarzem go nie było. Podeszła do kobiety, która go przyniosła. „Gdzie on jest?” – spytała. A ona z pięknym uśmiechem na twarzy odpowiedziała: „Siostro, on jest tam. Bawi się”. Zakonnica spojrzała na chłopca i zobaczyła, że jest całkiem zdrowy. Zapytała: „Co mu się stało?” Indianka nieco zdziwiona powiedziała: „Co siostra ma na myśli, pytając, co mu się stało? Przecież Jezus przyszedł”. Zawstydzona klaryska przypomniała sobie słowa Jezusa: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” (Mk 4,40).
Polub stronę na Facebook