Benedykt XVI w Mariazell (Austria) we wrześniu 2007 roku (fot. M. Rosik)
Na scenie antycznego teatru
W Seforis niedaleko Nazaretu mieścił się duży teatr rzymski. Jego średnica wynosiła czterdzieści pięć metrów. Miejsce to zapewne znane było Jezusowi. Znany był Mu też grecki termin oznaczający aktora: hypokrites. A ponieważ aktorzy kryli swe twarze za maską, stąd już niedaleko do metaforycznego znaczenia słowa „hipokryta”. Po takie właśnie znaczenie sięgnął Jezus podczas dysputy z religijną elitą Izraela: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, ale sercem daleko jest ode Mnie. Ale czci na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi” (Mk 7,6-7).
W tym krótkim oskarżeniu pada jeszcze jeden ważny termin: serce. Tym razem zaglądnijmy do słownika hebrajskiego. Literalnie leb oznacza organ cielesny człowieka, jednak użycie literalne jest w Starym Testamencie bardzo rzadkie. „Serce” najczęściej używane jest w znaczeniu przenośnym: przybiera wtedy sens teologiczny. Leb wyraża centrum życia duchowego i najgłębsze wnętrze człowieka. Autorzy biblijni podkreślają ścisły związek między faktami duchowymi, a reakcjami serca. Serce człowieka jest siedliskiem uczuć, myśli i woli. Zakryte, zasłonięte przed zewnętrznym światem pozostaje dostępne tylko Bogu. To dlatego wielu świętych Kościoła podpowiadało, że warto, by w sytuacjach, gdy gorszą nas postawy innych, w akcie strzelistym oddać Bogu to, co gorszy mówiąc: Nie wiem, jaka jest prawda o tym człowieku, tylko Ty znasz jego serce. Bo obłuda to rozdźwięk. Rozdźwięk między tym, czego wymagam od innych, a tym, co sam robię. Między słowami a czynem.
Rozmówcy Jezusa dobrze znali ten rozdźwięk. Byli jak aktorzy w pobliskim Seforis. Aktorzy kryli swe twarze za maskami przed widownią. Przed Bogiem jednak nikt nie może skryć za maską swego serca.
Mądrzejszy
Jego droga naukowa nie była usłana różami. Poszczególne szczeble na drabinie wiedzy przechodził jednak wprawnie dzięki swej pracowitości i bystrości umysłu. Najpierw było gimnazjum w Traunstein, potem niższe seminarium duchowne w tym samym miasteczku, następnie wyższe seminarium we Freising i studia na Herzogliches Georgianum w Monachium. Po obronie doktoratu został profesorem kolejno we Fryzyndze, Bonn i Münster.
Najbardziej fascynujące dla Josepha Ratzingera było zawsze stawianie pytań. Ponoć nauczył się tej umiejętności od poprzednika jednego ze swoich wykładowców. Otóż nauczyciel Gottlieba Söhngena formułował wątpliwości co do prawdy o nieomylności papieża. Zapytano go wówczas, co się stanie, jeśli dogmat ten zostanie przyjęty. Profesor odpowiedział z pokorą: „Jeśli dogmat zostanie przyjęty, przypomnę sobie, że Kościół jest mądrzejszy niż ja”.
Kiedy przed Jezusem stanęli faryzeusze i uczeni w Piśmie, byli całkowicie przekonani co do pewności swych nauk. Przekazaną im przez Mojżesza Torę okrasili tysiącami przepisów tradycji ustnej, które z czasem stały się dla nich tak samo ważne jak słowo samego Boga. Ba, w niektórych przypadkach nawet ważniejsze. To im właśnie Jezus musiał przypomnieć, że nauka Boża jest ważniejsza niż jakiekolwiek ludzkie dywagacje: „Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować” (Mk 7,8).
Narcyz i rzeka
Oscar Wilde w The Disciple rysuje przed swoimi czytelnikami malowniczą wersję antycznego mitu o Narcyzie: „Kiedy umarł Narcyz, nieutulone w żalu kwiaty polne poprosiły rzekę o parę kropel wody, by mogły go opłakać.
– Och – odparła rzeka – gdyby każda moja kropla wody była łzą, nie starczyłoby mi ich, by samej opłakać Narcyza. Kocham go.
– Och – odpowiedziały kwiaty – jak mogłabyś nie kochać Narcyza? Był piękny.
– Był piękny? – spytała rzeka.
– A któż mógłby to wiedzieć lepiej od ciebie? Każdego dnia leżąc na brzegu, podziwiał swoje piękno w twoich wodach.
– Jeżeli ja go kochałam – odparła rzeka – to dlatego, że gdy pochylał się nad moimi wodami, widziałam w jego oczach odbicie moich wód”.
Jak wynika z przekazu ewangelistów, niektórzy faryzeusze byli zakochani w sobie niczym mityczny Narcyz. Byli zauroczeni własną doskonałością, jak rzeka z opowieści Wilde. Dlatego usłyszeli od Jezusa: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: 'Ten lud czci mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode mnie. Ale czci na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi’. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji” (Mk 7,14-15).
W życiu duchowym ważna jest umiejętność pozwalająca zachować pewne ramy obiektywizmu w ocenie samego siebie. Chodzi o zdolność spojrzenia na siebie z dystansem. Gdy posiadamy tę umiejętność, wówczas rzeczy nabierają właściwych wymiarów. Nie przypisujemy zbytniego znaczenia sprawom mało istotnym, ani nie bagatelizujemy rzeczy ważnych. Na co dzień bardzo łatwo o zachwianie tych proporcji. Łatwo o postawę poszukiwania w oczach innych jedynie odbicia własnego piękna.