fot. M. Rosik
Ewangelię Mateuszową rozpoczyna rodowód Jezusa. Dziwić może fakt, dlaczego ewangelista wymienia długą listę imion, które obecnym czytelnikom niewiele mówią. Jaki jest cel takiego zabiegu? Mateusz już w pierwszym zdaniu swego dzieła stwierdza, że Jezus jest synem Dawida i synem Abrahama. Wskazanie na te dwa imiona miało ważne znaczenie dla pierwszych chrześcijan, którzy byli dwojakiej proweniencji; niektórzy wywodzili się z judaizmu, inni przyszli do poznania dobrej nowiny z kręgów pogańskich. Pierwszym Mateusz tłumaczy, że Jezus był „synem Dawida”, króla żydowskiego, z którego rodu pochodzić miał Mesjasz. Imię Abrahama natomiast otwiera przed czytelnikiem perspektywę uniwersalną. Abraham bowiem wybrany był przez Boga spośród narodów, które nie znały Jahwe (bądź znały nie tylko Jego). Tak więc i judeochrześcijanie i poganochrześcijanie kroczyć mogą drogą zbawienia wytyczoną przez Jezusa.
Już w pierwszym zdaniu ewangelista zaznacza, że jest to rodowód „Jezusa Chrystusa”. Greckie słowo Christos oznacza „namaszczony” i jest odpowiednikiem hebrajskiego terminu Meszija – „Mesjasz”. W Palestynie I wieku żywe były oczekiwania mesjańskie. Żydzi spodziewali się rychłego nadejścia Pomazańca Bożego; widzieli jednak Jego rolę w kategoriach politycznych. Sądzili, że Mesjasz, który nadejdzie poprowadzi lud do walki przeciw Rzymianom i wyzwoli naród wybrany z ich panowania. Jezus inaczej rozumiał swe mesjańskie posłannictwo. Owszem, polegało ono na wyzwoleniu, jednak nie z niewoli rzymskiej, lecz z duchowej niewoli grzechu. Podczas swej publicznej działalności Jezus włożył wiele wysiłku, by ukazać właściwe rozumienie roli Mesjasza – najpierw Jego uczniom, potem również tłumom.
Mateusz przedstawia rodowód Jezusa w serii trzech ciągów pokoleniowych, z których każdy składa się z czternastu pokoleń. Pierwszy obejmuje czasy od Abrahama do Dawida, drugi od Dawida do Jechoniasza, a więc do czasów niewoli babilońskiej, trzeci wreszcie od Jechoniasza do Chrystusa. Sekcja pierwsza ukazuje linię potomków Abrahamowych aż do Dawida. Jezus jest synem Abrahama nie po linii starszego Izmaela, lecz przez Izaaka (Rdz 1617); jest synem Izaaka nie po linii pierworodnego Ezawa, ale przez Jakuba (Rdz 27); spośród dwunastu synów Jakuba Jezus pochodzi od Judy, albowiem to jemu zostało przyobiecane „berło” (Rdz 49,10). Kolejna druga zawiera zapis listy królów, którzy panowali w Jerozolimie aż do czasów niewoli babilońskiej, czyli do roku 586 przed Chr. Wreszcie trzecia sekcja czternastu pokoleń ukazuje, że pod koniec monarchii pojawi się namaszczony król, Mesjasz, Chrystus Jezus. Mateuszowa genealogia nie odbija wiernie prawdy historycznej, gdyż nie takie jest jej zadanie. Trzy sekcje odzwierciedlają trzy nierówne odcinki czasowe: pierwsza obejmuje około 750 lat, druga około 400 lat, trzecia natomiast około 600 lat.
Nie jest przypadkiem również wybór liczby czternastu imion w każdej sekcji. Wiązać ją należy z żydowskim sposobem interpretacji niektórych tekstów biblijnych, zwanym gematrią. Polega ona na przypisywaniu poszczególnym literom alfabetu hebrajskiego cyfr i liczb. W ortografii hebrajskiej przy zastosowaniu tej metody imieniu „Dawid” odpowiada liczba czternaście; imię to zapisywane jest jako D-W-D (samogłoski w hebrajskim nie są zapisywane), przy czym literze D odpowiada cyfra „4”, literze zaś „W” cyfra „6”. Tworzy się w ten sposób jasny wzór: 4 + 6 + 4 = 14. Wywód ten ma dowodzić, że Jezus pochodzi od Dawida, jest więc królewskim potomkiem i Mesjaszem – Królem. Możliwe jest także inne wyjaśnienie trzech sekcji składających się z czternastu pokoleń. Bazuje on na symbolice cyfry siedem. Skrupulatni egzegeci utrzymują, że ponieważ 3 x 14 to inaczej 6 x 7, Mateusz zamierzał ukazać, że po sześciu okresach siedmiopokoleniowych Jezus otwiera siódmy, a więc doskonały, okres, w którym nastanie królestwo Boże.
Istotne jest również zamieszczenie w genealogii Jezusa czterech imion kobiecych. Zabieg ten nie był stosowany w tradycyjnych genealogiach żydowskich. Dlaczego więc Mateusz go zastosował? Pojawiają się tu, oprócz Maryi, cztery postacie: Tamar, Rachab, Rut i Betszeba. Są przynajmniej dwie racje, które łączą te kobiece postacie z osobą Maryi. Po pierwsze, ich związki z mężczyznami są (lub tak są widziane) w jakimś sensie nieregularne i choć przez innych postrzegane mogą być jako gorszące, są – paradoksalnie – naznaczone Bożym błogosławieństwem. Po drugie zaś, każda z owych postaci kobiecych z własnej woli okazała inicjatywę realizacji Bożego planu. Przez potomnych wspominane były jako narzędzie Bożej opatrzności. Bóg posłużył się tymi kobietami i ich decyzjami do realizacji swych planów, pomimo zgorszenia, jakie stanowiły lub mogły stanowić ich związki z partnerami życiowymi. W takim oto świetle każe ewangelista spojrzeć swym czytelnikom na postać Maryi, której brzemienny stan, zanim jeszcze zamieszkała z Józefem, również mógł być postrzegany jako gorszący, nawet jeśli nie przez społeczeństwo (bo po zaślubinach, a przed wspólnym zamieszkaniem współżycie małżeńskie było możliwe), to przez samego Józefa.
Audycja „Głos na pustyni” w Radio „Wrocław” w każdą niedzielę o 6.50
Polub stronę na Facebook