Z Dawidem i Danielle Basok
Wypowiedź dla Radia „Luz”
Jest w Jerozolimie miejsce zupełnie niezwykłe, wyjęte jakby z innego świata, bardzo różne od współczesnych uporządkowanych żydowskich osiedli i pełnych rozgardiaszu dzielnic arabskich. To Mea Szearim – dzielnica Stu Bram, zamieszkiwana przez ortodoksyjnych Żydów. Pomysłodawcą założenia ortodoksyjnej dzielnicy był Konrad Schick. Pierwsi przybysze zawitali w „dzielnicy czystych dusz” w XIX stuleciu. Pochodzili z Polski i Węgier. Niektórzy nazywają ją „miastem w mieście”, choć pierwotna nazwa wywodzi się od planu zbudowania jednocześnie stu domów. Wydaje się, że czas się zatrzymał jakiś wiek temu. Ulicami spieszą chasydzi różnych nurtów. Rozróżniają się po sposobie noszenia czapki, długości pejsów czy kroju płaszczy. Zwyczaje w tym względzie są różne, zależą od tradycji przywiezionych z krajów diaspory. W szabat odświętnie ubrani ojcowie rodzin, we frakach, garniturach i kapeluszach, ze starannie przystrzyżonymi brodami i pejsami, maszerują spokojnym krokiem, często trzymając za ręce swych synów. Kilka kroków za nimi idzie matka z córkami. Wszyscy niespiesznie posuwają się naprzód, spokojnie rozmawiając i śmiejąc się. Niekiedy można zobaczyć sceny niemal komiczne, kiedy dwóch mężczyzn maszeruje przerzucając sobie nawzajem jakiś pakunek lub pudełko. Prawo zakazuje przenoszenia przedmiotów w szabat, ale nie zakazuje ich przerzucania! Kto chciałby w dzień szabatu przejechać przez nią samochodem, raczej nie powinien liczyć na ocalenie szyb czy lakieru w stanie nienaruszonym. Na widok kierowcy przekraczającego nakazany spoczynek, kamienie szybko idą w ruch. Mieszkańcy Mea Szearim kontestuję istnienie państwa Izrael. Są zwolnieni z podatków i służby wojskowej. Zasadniczo pracują tylko kobiety, które nota bene są zobowiązane do całkowitego ścięcia włosów po ślubie, by nie przyciągać wzroku mężczyzn. Mężczyźni natomiast chętnie oddają się całodniowym studiom Tory w jesziwach. Mea Szearim to jedno z najbiedniejszych miejsc w Izraelu.
Niekiedy, gdy miałem więcej czasu, wracałem z uczelni piechotą. Trasa zajmowała około czterdziestu minut. Należało przejść przez dzielnicę Stu Bram. Niejednokrotnie widziałem młodych palestyńskich wyrostków rzucających kamienie na pobliskie domy, zwłaszcza w szabat, gdy Żydzi całymi rodzinami wybierali się na spacery. Oczywiście w szabat uniwersytet jest nieczynny, za to na ulicach Mea Szearim panuje ruch. Odświętnie ubrani ojcowie rodzin, we frakach, garniturach i kapeluszach, ze starannie przystrzyżonymi brodami i pejsami maszerują spokojnym krokiem, często trzymając za ręce swych synów. Kilka kroków za nimi idzie matka z córkami. Wszyscy niespiesznie posuwają się naprzód, spokojnie rozmawiając i śmiejąc się. To taki rodzinny spacer w świąteczne popołudnie. Czasem można zobaczyć sceny niemal komiczne, kiedy dwóch mężczyzn maszeruje przerzucając sobie nawzajem jakiś pakunek lub pudełko. Prawo zakazuje przenoszenia przedmiotów w szabat, ale nie zakazuje ich przerzucania! Kto chciałby w dzień szabatu przejechać przez nią samochodem, raczej nie powinien liczyć na ocalenie szyb czy lakieru w stanie nienaruszonym. Na widok kierowcy przekraczającego nakazany spoczynek, kamienie szybko idą w ruch.
Dwa lata później, już w Rzymie, miałem okazję obejrzeć film o życiu tej dzielnicy. Nosił tytuł Kadosz, „Świętość”, a projekcja odbyła się w salach zacnej Gregoriany. Jest to historia pewnej rodziny, w której dorastają dwie siostry. Jedna pokornie przyjmuje tradycję ojców i zgadza się na wszystko, co dyktują surowi rabini najbardziej konserwatywnego nurtu judaizmu. Swego męża, którego kochać nie może, bo małżeństwo ustalone jest już dawno przez rodziców, naprawdę poznaje na kilka dni przed ślubem. Gdy po miesiącach pożycia w małżeństwie okazuje się, że nie ma potomstwa, na mężczyznę nie pada nawet cień podejrzenia. Wszyscy są przekonani, że wina musi być po stronie kobiety, którą Bóg karze za jej grzechy. Za namową rabinów, mężczyzna wręcza jej list rozwodowy i wydala z domu. Zostaje całkowicie sama, bez środków do życia i bez perspektyw na przyszłość, bo przecież nikt nie będzie chciał zająć się bezdzietną rozwódką. Druga dziewczyna buntuje się od samego początku przeciw takiemu stanowi rzeczy, choć męczą ją wyrzuty sumienia, że sprzeciwia się woli Boga. Czasem nocami wymyka się na dyskoteki do nowej części Jerozolimy, w okolice Ben Jehuda Street, Tam się zakochuje i postanawia uciec z domu. Rodzina odmawia za nią kaddisz – modlitwę za zmarłego, i w ten sposób wszelkie więzy zostają zarwane już na zawsze.
W niedługo po obejrzeniu filmu zawitałem do Jerozolimy po raz kolejny. Początek maja 2001 roku był w Izraelu raczej deszczowy. Lejące się z nieba strumienie przynosiły pustynny piasek i ciepłą, szybko parującą wilgoć. Parne były zwłaszcza wieczory. Właśnie w jeden z takich wieczorów, sobotnich wieczorów, miałem okazję uczestniczyć w wieczerzy szabatowej w domu rodziny zamieszkującej tę ortodoksyjną dzielnicę. Rodzina, która przygotowała wieczerzę szabatową, była – jak zresztą prawie wszystkie w Mea Szearim – bardzo uboga, ale liczna. Ojca siedzącego na głównym miejscu otaczało trzech synów, żona, cztery córki i goście. Zaproszony został również jeden z rabinów odpowiedzialnych za porządek w synagodze przy Ha-Kotel, czyli Ścianie Płaczu. W odczytaniu znaczenia poszczególnych ceremonii pomagał nam nieco modlitewnik, w którym obok tekstu hebrajskiego i aramejskiego, znajdowało się angielskie tłumaczenie. Wszystkie czynności owiane były jakby poświatą tajemnicy: przytłumione śpiewy, gesty rąk nad zapalanymi świecami, skrupulatnie dokonywane obmycia, chwile milczenia, niezwykła ostrożność kobiet podających do stołu, by nie dotknąć przypadkiem jakiegoś z mężczyzn, specyficzne potrawy i sposób ich spożywania, swobodne posługiwanie się iwrit, angielskim i jidisz – wszystko to tworzyło niezapomnianą atmosferę wieczoru.
W dawnym Izraelu obwieszczenie rozpoczęcia szabatu następowało przez trzykrotnie rozlegający się dźwięk trąby, której używali kapłani w świątyni i pełniący służbę w synagodze, by oznajmić moment oddzielenia pomiędzy tym, co powszechne a tym, co święte. Utarł się zwyczaj, że pomiędzy „pierwszą a trzecią gwiazdą” chazzan wychodził na najwyższy dach domu w danej miejscowości, by trzykrotnie oznajmić dźwiękiem trąby nadejście szabatu: pierwszy dźwięk uprzedzał robotników na polach, że należy przerwać pracę, drugi, by nakazać zamknięcie sklepów, trzeci wreszcie, by zapalić lampy. Po obwieszczeniu rozpoczęcia szabatu należało odłożyć filakterie, zapalić lampy szabatowe i włożyć odświętne ubranie. Również i tego wieczoru wszyscy byli uroczyście ubrani. Oprócz zwykłego oświetlenia domu, w piątkowy wieczór zapala się także światła szabatowe. Czysty głos ojca rodziny zabrzmiał i tamtego wieczora: „Daj mi zasługę wychowania dzieci i wnuków mądrych i rozumnych, kochających Haszem, bojących się Boga; ludzi prawdy, święte potomstwo, przywiązane do Haszem, takich, którzy będą rozświetlali świat Torą i dobrymi czynami i wszelką pracą w służbie dla Stwórcy”.
Zaraz potem nastąpiła modlitwa zwana kiduszem, która składa się z fragmentu Księgi Rodzaju (1,31-2,3), błogosławieństwa nad winem i błogosławieństwa uświęcenia szabatu. Odmówienie kiduszu w piątkowy wieczór uważane jest za wypełnienie przykazania bezpośrednio zapisanego w Torze: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. Przed spożyciem chleba musieliśmy dokonać netilat jadaim czyli obmycia rąk. Wszyscy posłusznie ustawili się w kolejce do przygotowanej wcześniej misy z wodą. Ciekawe, że aby zadośćuczynić zwyczajowi, woda powinna być wylewana na ręce ludzkim wysiłkiem, to znaczy, że nie można obmywać rąk pod bieżącą wodą. Ręce należy uwolnić od biżuterii, która może utrudniać dostęp wody do skóry. Tuż po umyciu rąk odmawia się błogosławieństwo: „Błogosławiony jesteś Ty, ha-Szem, Bóg nasz, Król świata, który uświęciłeś nas Twoimi przykazaniami i nakazałeś nam obmywanie rąk”.
W chwilę później, spożywając kawałek chleba, recytuje się kolejne błogosławieństwo. Już po chwili wszyscy stojąc za stołem przy swoich miejscach rozpoczynają obrzęd błogosławieństwa chleba i wina. Na pamiątkę dwóch porcji manny, która spadała z nieba dla Żydów wędrujących przez pustynię w każdy piątkowy poranek, należy przygotować na wieczerzę szabatową dwa bochny chleba. Chleby należy przykryć, tak jak ziemia pustyni pokryta była rosą. Stół szabatowy symbolizuje ołtarz świątynny, dlatego też winna znaleźć się na nim sól; za czasów świątyni bowiem ofiary posypywano solą. Po wypiciu wina przez uczestników wieczerzy następuje spożycie chleba, do którego przygotowuje się przez omówiony już wyżej zwyczaj umycia rąk. Przy zdejmowaniu przykrycia z chlebów dziękuje się Bogu za to, że sprawia, iż ziemia wydaje chleb. Ojciec (bądź przewodniczący uczcie) rozcina bądź łamie chleb i poszczególnymi kawałkami dotykając soli, rozdaje go ucztującym. Potem następuje już ciąg dalszy posiłku. rozmowa toczy się zazwyczaj na tematy religijne. Znane są także żydowskie pieśni szabatowe, z których wiele powstało w oparciu o psalmy. Jedna z nich, Ma jedidut, rozpoczyna się słowami: „Jakże umiłowany jest twój odpoczynek, Szabacie – Królowo! Dlatego biegniemy Tobie naprzeciw – przyjdź, Oblubienico Królewska, w pięknym stroju, by zapalić świece z błogosławieństwem”.