Miasto wykute w skałach

wszystkie fot. M. Rosik

O 6.00 rano wyruszamy do Petry. Petra to moje marzenie. Marzenie, które pojawiało się w najrozmaitszych momentach mojego życia. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy widziałem zdjęcia z miasta wykutego w skale. Odżyły we mnie wówczas bajeczne sceny Alibaby i jego rozbójników opływających w klejnoty. Po raz drugi Petra odezwała się we mnie w dusznej kafejce, wypełnionej papierosowym dymem. Przepiękna Hiszpanka, która na tyle zaćmiła otoczenie swoją urodą, że jej imienia nikt już nie pamięta, opowiadała o swojej wyprawie w góry Jordanii. Piękność zdobywająca piękność – szeptano przy stole. Absolutna doskonałość.

W kilka miesięcy później zobaczyłem na wielkim ekranie rzymskiego kina w pobliżu Piazza Colonna „Indiana Jones”. Musiałem wrócić na następny seans, bynajmniej nie z powodu genialnego scenariusza, lecz by jeszcze raz zobaczyć niewiarygodne widoki różowych skał. Zachorowałem na Petrę, gdy moi znajomi, Martina i Carlo wybrali się tam w podróż poślubną. Na motorze! Szalona para, niecodzienny pomysł i fascynujące miejsce. Moje marzenie  miało zacząć się spełniać w ten chłodny poranek, gdy w Ammanie przy 6 stopniach Celsjusza wszystko pokryte było szronem, a ja niedospany pakowałem do plecaka polar i T-shirt, nie bardzo wiedząc, co będzie bardziej przydatne. Stolicę Jordanii od ukrytego w górach miasta dzieli niecałe 300 kilometrów.

Historia Nabatejczyków, dawnych mieszkańców dzisiejszej Jordanii, spowita jest nimbem tajemnicy. Niewiele wiemy o ludzie, który przez sześć wieków był niezaprzeczalną potęgą starożytnego Bliskiego Wschodu. Słynęli z handlu. Przypuszczalnie nie mieli własnej religii, lecz ulegali wpływom ludów ościennych. Ich najwyższym bóstwem był Duszara, utożsamiany z greckim Dionizosem. Jego symbolem miał być prostopadłościenny kamień, usytuowany w Petrze. Nabatejczycy jako lud z północnej części Półwyspu Arabskiego, osiedlili się w tych okolicach w VII wieku przed Chr., pokojowo współżyjąc z Edomitami zamieszkującymi te tereny. Siłą przyciągającą ten nomadyjski lud była obfitość wody. W II wieku przed Chr. Petra stała się stolicą Nabatejczków. Największym ich królem był Aretas IV, którego rządy przypadają na czasy Jezusa (9 przed – 40 po Chr.). Rzymianie zdobyli miasto w 106 roku po Chr., jednak nie zadbali o nie należycie.

Petra leży na skrzyżowaniu dwóch dróg. Jedna prowadzi od Morza Czerwonego do Damaszku, druga – z Zatoki Perskiej do Gazy. Całość miasta wykutego w skałach rozciąga się na obszarze stu kilometrów kwadratowych. A wszystko zaczęło się od kadzidła. Izraelici kupowali je u Nabatejczyków między innymi po to, by „zagłuszyć” odór spalanych w świątyni jerozolimskiej zwierząt ofiarnych. Głównym składnikiem pachnideł była żywica przywożona z Arabii. Kupcy zatrzymywali się w Petrze, za co król pobierał podatki i dzięki temu miasto wciąż się bogaciło.

Na trzy wieki przed Chr. Nabatejczycy wykuli w skale świątynie, sklepy, pałace i grobowce. Wykuli w skale swoje domy. Wyczarowali miasto. Miasto przez wieki zakryte przed oczyma niepowołanych. Wąwóz, który wiedzie do jednego z cudów świata, nosi nazwę Siq i ciągnie się niemal półtora kilometra pośród skał, których wysokość sięga niekiedy 200 metrów. Myliłby się ten, to by sądził, że na tym kończy się wędrówka. Skalny raj wydłuża się o kilka kilometrów w głąb skał, każąc turystom wspinać się coraz wyżej. Wraz z kolejnymi krokami przybywa fascynujących budowli. Dziś wokół głównej ulicy (cardo maximus) zwiedzający podziwiać mogą wykute w skałach sklepy, świątynie, grobowce, pałace i domy mieszkalne. Skarbiec Al-Khazneh („skarbiec faraona”), w którym rzekomo miał być przechowywany Święty Graal, bez wątpienia należy do arcydzieł starożytnej architektury. Jest to piętrowa budowla, która powstała na przełomie I i II stulecia. Jej przeznaczenie nie jest jasne. Przypuszcza się raczej, że stanowiła grobowiec Aretasa IV, a nie była świątynią. Pięknem zachwyca także Pałac Córki Faraona, który służył jako świątynia Duszary. W Grobowcach Królewskich nie odnaleziono szczątków pochówków. Warto zajrzeć do Grobowca Sykstusa Florentinusa, rzymskiego namiestnika pochowanego w 130 roku Pochodzący z I w. amfiteatr może pomieścić od sześciu do dziesięciu tysięcy widzów. Wąskie ścieżki prowadzące w górę poza miasto dochodzą do starożytnych miejsc kultu, zwanych w Biblii „wyżynami”. Z kultem na wyżynach walczyli prorocy izraelscy, zatroskani o czystość wiary w jedynego Boga. W Petrze czas jakby się zatrzymał, by zachwyt mógł trwać dłużej.

Ogromne wrażenie robi teatr. Jednak najbardziej znana część Petry to skarbiec, który wyłania się nagle spośród szczeliny wąwozu jak spod ziemi i zapiera dech w piersiach. Jest to nieopisywalny wprost spektakl, w którym główną rolę odgrywają fascynujące ruiny nabatejskie wysadzane na tle naturalnych skał, których koloru nie można zapomnieć. Zwieńczeniem godzinnej wędrówki miejskiej jest klasztor, równie cudowny jak skarbiec, ale dużo większy.

Petrę dla świata zachodniego odkrył szwajcarski arabista, Johann Ludwig Burckhardt, który w roku 1812 wyjechał do obecnej Jordanii pod patronatem londyńskiego stowarzyszenia dla promocji archeologii w Afryce. Podając się za szejka naftowego, zdołał przechytrzyć Arabów (znakomicie znał ich język), którzy odkryli przed nim od wieków skrywaną tajemnicę. Doprowadzili Szwajcara do miasta jedną z trzech tajemnych dróg. Burckhardt udawał, że zamierza złożyć ofiarę na grobie Aarona, który do dziś jeszcze znajduje się w Petrze. Sprawozdanie z tej wyprawy, które ukazało się drukiem w 1822 roku, wzbudziło zainteresowanie w całej Europie. Rozpoczęła się długa seria wypraw archeologicznych do różowego miasta. Choć dziś można dotrzeć do tego niezwykłego miejsca bez narażania się na niebezpieczeństwa, jak to było w przypadku szwajcarskiego arabisty, emocja, która towarzyszy temu przeżyciu jest z pewnością ta sama.

Nabatejczycy, lud z północnej części Półwyspu Arabskiego, osiedlili się w tych okolicach w VII wieku przed Chr., pokojowo współżyjąc z Edomitami zamieszkującymi tereny. Siłą przyciągającą ten nomadyjski lud była obfitość wody. W II wieku przed Chr. Petra stała się stolicą Nabatejczków. Gdy dziś zdobywam najwyższy punkt skalistej drogi, przede mną rozciąga się fascynujący widok. U stóp ścieli się cały świat. Dziesiątki kilometrów gór, przestrzeni, żółtych piasków i morze niebieskiego sklepienia rozciąga się przed oczyma, ledwie mogącymi ogarnąć horyzont. A we mnie pojawiają się nagle słowa psalmu:

Na skałę zbyt dla mnie wysoką wprowadź mnie,
bo Ty jesteś dla mnie obroną, wieżą warowną przeciwko wrogowi.
Chciałbym zawsze mieszkać w Twoim przybytku,
uciekać się pod cień Twoich skrzydeł! (Ps 61,3-5).

 

Polub stronę na Facebook