Pierwsze zorganizowane prześladowania chrześcijan w cesarstwie rzymskim rozpoczęły się za Nerona. Kiedy pożar zniszczył miasto, a cesarz został oskarżony o podpalenie, wskazał na wyznawców Chrystusa jako winowajców. O ateizm oskarżył chrześcijan cesarz Domicjan, który pod koniec I stulecia rozpoczął drugą wielką falę prześladowań. W połowie III wieku Decjusz nakazał poddanym publiczne oddawanie czci bogom pogańskim. Odmowa prowadziła do więzienia lub wprost na śmierć. Najkrwawsze rzezie chrześcijan miały miejsce w starożytności za Dioklecjana, na przełomie III i IV wieku. Pozbawiano ich wszelkich stanowisk, palono kościoły i niszczono święte księgi. Kres prześladowaniom położył reskrypt mediolański.
Dziś około sto siedemdziesiąt tysięcy chrześcijan rocznie ginie za swoją wiarę. Wolność religijna łamana jest w około siedemdziesięciu krajach. Gdy Franciszek pojawił się w katakumbach Pryscylli 2 listopada 2019 roku, by modlić się za zmarłych, wyznał, że wyznawcy Chrystusa są dziś bardziej prześladowani niż w pierwszych wiekach istnienia Kościoła. Przypomniał, że „jest wiele krajów, w których być chrześcijaninem to przestępstwo, jest to zabronione, nie ma się do tego prawa”.
W różnych epokach dziejów Kościoła niektóre ze słów Chrystusa wydają się wybrzmiewać silniej. Dziś na aktualności bardziej niż kiedykolwiek zyskują te: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28). Niektórym grozi utrata życia, innym dobrego imienia, pracy, majątku. Wszyscy jesteśmy jednym Ciałem Chrystusa. Stąd konieczność wszelkiego możliwego wspierania się nawzajem. Choćby tylko przez modlitwę, gdy nie mamy innych sposobów.