W świecie symboli

Jan apostoł – najmłodszy spośród uczniów Jezusa – miał dużo czasu na głęboką teologiczną i egzystencjalną refleksję nad życiem i słowami Jezusa. Umiłowany uczeń Pana po zmartwychwstaniu wraz z innymi głosił dobrą nowinę w Jerozolimie. Prawdopodobnie po wybuchu powstania Żydów przeciw Rzymianom w 66 roku po Chrystusie poprzez Samarię udał się z innymi chrześcijanami do Pelli, miasta w dzisiejszej Jordanii. Pella – według historyka Kościoła Euzebiusza z Cezarei – dała wyznawcom Chrystusa schronienie przed zawieruchą wojenną. Po pewnym czasie Jan wyruszył stamtąd do Efezu, potem więziony był na oblanej atłasowym morzem wyspie Patmos, a pod koniec życia – jak mówi tradycja – powrócić miał do Azji Mniejszej.

Jego Ewangelia powstała ponad sześćdziesiąt lat po zmartwychwstaniu Chrystusa. To wystarczająco długi czas na głęboką refleksję nad chrześcijańskim orędziem. I właśnie dlatego Ewangelia ta przesycona jest symboliką.

„A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu” (J 20,1) – zauważa ewangelista. To nie przypadek, że podkreśla motyw mroku. Bo mrok i ciemność to symbole w Ewangelii Janowej. Jezus tłumaczył niegdyś Nikodemowi, że ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo złe były ich uczynki. Ciemność to symbol grzechu. Ale nie tylko. To także symbol poszukiwania Jezusa. Właśnie dlatego pod osłoną nocy Maria Magdalena wybiega do grobu Jezusa. Szuka swego Pana. Odnajduje Go w blasku dnia jako Zmartwychwstałego. Bo ciemność, jaką jest grzech, można pokonać tylko w jeden sposób: co sił biec do Jezusa – Światłości świata.

Miłosny poemat nad grobem Jezusa

Bibliści o romantycznym usposobieniu chętnie utożsamiają Marię Magdalenę przy grobie Jezusa z Oblubienicą, bohaterką Pieśni nad pieśniami. Dlaczego? „Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty” (J 20,1). Uczennica rodem z Magdali szuka Jezusa. Z powodzeniem w jej usta można by włożyć wyznanie Szunemitki:

„Nocą szukałam umiłowanego mej duszy, szukałam go, lecz nie znalazłam. Wstanę, po mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę ukochanego mej duszy. Szukałam go, lecz nie znalazłam. Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto. «Czyście widzieli miłego duszy mej?» Zaledwie ich minęłam, znalazłam umiłowanego mej duszy, pochwyciłam go i nie puszczę” (Pnp 3,1-4).

Maria Magdalena szuka Jezusa o świcie, podobnie jak Oblubienica z miłosnego poematu. Początkowo Go nie znajduje, zupełnie tak samo, jak Oblubienica. Maria dostrzega dwóch aniołów, Oblubienica – strażników. W obydwu przypadkach pojawia się krótki dialog pomiędzy kobietą i spotkanymi postaciami. Po chwili obie bohaterki biblijnych opowieści odnajdują Umiłowanego. Idąc dalej tym szlakiem, Ojcowie Kościoła rozbudowali alegorię: ogród, w którym znajdował się grób Chrystusa, to Kościół, Jezus to boski ogrodnik, który przewodzi Kościołowi, a Maria Magdalena oznacza tych, którzy do wspólnoty Kościoła należą. Bibliści o romantycznym usposobieniu chętnie utożsamiają Marię Magdalenę przy grobie Jezusa z Oblubienicą, bohaterką Pieśni nad pieśniami. Warto zadać pytanie, na które odpowiedź nie zawsze utrzymana jest w romantycznych tonach: czy utożsamiam się z poszukującą Jezusa Marią Magdaleną?

Na całe życie

Za czasów Chrystusa, po dokonaniu namaszczenia ciał zmarłych, owijano je całunem, na twarzy kładziono sudarion, a ręce i nogi przewiązywano opaskami. Proces przygotowania ciała do pogrzebu wyglądał następująco: na jednej części długiego całunu kładziono wzdłuż ciało zmarłego, a następnie drugą częścią przykrywano korpus, po czym owijano całun w poprzek opaskami. Osobną chustę przygotowywano na głowę zmarłego. Owinięcie głowy miało przede wszystkim znaczenie symboliczne: oznaczało, że zmarły definitywnie odszedł ze świata żyjących i że jego stan jest nieodwracalny.

Znajomość tych zwyczajów nabiera specyficznego znaczenia w narracji o Marii Magdalenie, Piotrze i Janie przy grobie Jezusa. Oddzielenie całunu od chusty oznacza, że stan śmierci Jezusa nie był stanem definitywnym. Wielu biblistów skłania się ku tezie, że ponieważ w tak suchym klimacie płótna, na które nałożono duże ilości gęstego oleju bardzo szybko twardniały i zaskorupiały, Jan mógł ujrzeć całun Jezusa nienaruszony, strukturą wciąż przypominający owal ludzkiego ciała lub egipską mumię, ale pusty w środku. Ciało Chrystusa jakby wyemitowało z całunu, nie naruszając jego zewnętrznego układu. Taki widok rzeczywiście mógł być silnym argumentem przemawiającym za zmartwychwstaniem.

Może właśnie dlatego wcale przecież nie naiwny Jan, gdy tylko wszedł do wnętrza grobu, „ujrzał i uwierzył” (J 20,8). A potem niósł tę wiarę od Jerozolimy poprzez Pellę, gdzie prawdopodobnie schronił się po wybuchu powstania Żydów przeciw Rzymianom, i przez Patmos, gdzie był więziony, aż do Efezu, gdzie jeszcze przed uwięzieniem został biskupem. Ta jedna chwila przy grobie Jezusa odmieniła całe jego życie. Może odmienić także i moje.

Boskie w ludzkim

W przekonaniach Izraelitów jedynie Bóg mógł odpuszczać grzechy. Tymczasem Jezus przebaczył winy paralitykowi, jeszcze zanim go uzdrowił. Żydowscy egzorcyści przywoływali mocy Bożej nad opętanymi. Tymczasem Jezus po prostu nakazywał demonom odejść. Psalmista dowodził, że jedynie Bóg przenika ludzkie myśli. Tymczasem Jezus wyrzucał uczonym w Piśmie złe myśli, które nurtowały ich serca. Natchniony autor wyjaśniał, że choć trawa usycha i kwiaty więdną, to jednak słowo Boga trwa na wieki. Tymczasem Jezus mówił, że to Jego słowa nie przeminą. Prawo ukazuje Boga jako Tego, który ustanowił szabat. Jezus nazywa siebie Panem szabatu. Czytając Biblię, gdy Żyd natrafiał na imię Boga, zamieniał je na „Adonaj” – Pan. Jezusowi nie przeszkadzało, gdy zwracano się do Niego: Panie. Bóg wyjawił swoje imię Mojżeszowi: Jestem, który jestem. Tymczasem Jezus wielokrotnie mówił o sobie: Ja jestem. I wyjaśniał, że jest „jedno” z Ojcem. Życie Jezusa wypełnione było znakami Jego bóstwa. Przymioty i atrybuty, które w judaizmie widziano w samym Bogu, Jezus przypisywał sobie.

Aż do Wielkiego Piątku. Potem wszystko się skończyło. Nad światem zaległa absolutna cisza. Ten, który przejawiał boskie cechy, złożony został w grobie. Apostołowie rozproszyli się. Rozczarowani, zawiedzeni i przestraszeni groźbą prześladowań…

Rozczarowanie, zawód i przestrach nie trwały jednak długo. W niedzielny poranek odmieniło się wszystko! W Zmartwychwstałym Panu Jego uczniowie dostrzegli nie tylko oznaki bóstwa, ale – samego Boga! Nie jest prawdą, że świadomość, iż Jezus jest Bogiem, narastała w Kościele przez dziesięciolecia. Apostołowie byli tego pewni już w poranek zmartwychwstania. Wszystkie znaki bóstwa obecne w życiu Jezusa historycznego znalazły swe potwierdzenie przez fakt Jego powstania z martwych. Uczniowie nie mieli co do tego żadnych wątpliwości. Właśnie dlatego żaden z nich nie zawahał się oddać życia za Tego, który powstał z grobu „pierwszego dnia po szabacie” (J 20,1).

Bieg po wiarę

Analiza zwyczajów pogrzebowych w Palestynie I wieku wykazuje, że szaty używane przy pochówku, całun i chusty, zwłaszcza ta, którą owijano głowę zmarłego, miały określone przeznaczenie. Po dokonaniu namaszczenia ciał zmarłych, owijano je całunem, na twarzy kładziono chustę nazywaną sudarion, a ręce i nogi przewiązywano opaskami. Proces przygotowania ciała do pogrzebu wyglądał następująco: na długim całunie kładziono wzdłuż ciało zmarłego, a następnie drugą częścią całunu przykrywano korpus, po czym owijano go w poprzek opaskami. Osobną chustę przygotowywano na głowę zmarłego. Owinięcie głowy, oprócz tego, że zapobiegało opadaniu szczęki, miało znaczenie symboliczne: oznaczało, że zmarły definitywnie odszedł ze świata żyjących. Nie dziwi więc widok, który zastał Piotr w Jezusowym grobie. Gdy wszedł do wnętrza grobu, „ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu” (J 20, 6b-7).

Oddzielenie całunu od chusty oznacza, że śmierć Jezusa, choć absolutnie realne, nie była stanem definitywnym. Owinięcie zmarłego całunem i chustami miało na celu ochronę ciała przed rychłym ukazaniem się skutków procesu rozkładu. A czyż Bóg, który wypędził z raju martwych duchowo, bo łamiących Boże prawo pierwszych rodziców, nie ochronił ich nowymi szatami? Autor pierwszej księgi Biblii zanotował: „Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich”. Okrycie to również miało pełnić funkcję ochronną. Teksty biblijne mówiące o nagości dowodzą, że nie ma ona wiele wspólnego z płciowością, lecz wyraża stan bezbronności człowieka.

Dar ogrodu Eden, pierwotny i utracony dar Boga dla człowieka, zostaje zastąpiony innym darem – okryciami ze skór, które symbolizują ochronę ze strony Wielkiego Ogrodnika. Fakt, że szaty pogrzebowe Jezusa zostały porzucone oznacza, że ochrona ciała nie jest już potrzebna. Zmarły nie pozostaje w stanie śmierci, lecz wrócił do życia. W raju pierwszy Adam utracił życie nieśmiertelne i dlatego Bóg okrył jego nagość, nie pozostawiając go całkowicie bezbronnym. Nowy Adam, Chrystus, powraca do życia, porzuca więc szaty pogrzebowe, które nie są już potrzebne, gdyż nie ma w nich ciała, które miałyby chronić. Jan, który wyprzedził Piotra w biegu do grobu, zrozumiał tę prawdę, „ujrzał i uwierzył”.

Biegnę, bo kocham

„Czy mocowałeś się kiedy, drogi Czytelniku, ze swoją własną miłością? Czy odczułeś bezradność, w jaką wtrąca miłość bezsilna? Miłości takiej doświadczyli ci, co podziwiali wspaniałość skazanej na zniszczenie Jerozolimy. Także Jair, także siostry Łazarza. Teraz przychodzi kolej na Chrystusa. Patrząc na zagubionego wśród swoich bied człowieka, Bóg partycypuje sobie w miłości bezsilnej. (…) Miłość jest więzią uczestnictwa. ‘Miłuję cię’ oznacza, że mam udział w tym, co twoje; ‘Miłujesz mnie’ oznacza, że masz udział w tym, co moje. Uczestnictwo, to coś więcej niż poznanie źródłowe” – tak pisał ks. Józef Tischner dwa miesiące przed śmiercią w swoim ostatnim tekście przygotowywanym z okazji kanonizacji siostry Faustyny.

Gdyby Chrystusa ukrzyżowali dzisiaj, a wcześniej, gdybyśmy my mieli możliwość łamać z Nim chleb, słuchać Jego nauk i dzień po dniu patrzeć, jak żyje, co robi, jak kocha i jak wybacza, w jaki sposób rozwiązuje problemy, ile wysiłku kosztuje Go siedzenie w upale przez wiele godzin, wędrówka od miasta do miasta. Gdybyśmy usłyszeli na własne uszy obietnicę o zmartwychwstaniu, czy mielibyśmy dość siły, aby w nią uwierzyć? Bóg chce od nas wiary wielkiej, ale jest też w pełni świadomy naszej miłości bezsilnej, pokonanej przez wydarzenia. Miłość do Niego daje nam udział w tym, co jest Jego – a więc w radości tworzenia, dramacie i bólu umierania, smutku tymczasowej rozłąki jaką jest śmierć, wreszcie w pełni chwały Zmartwychwstania.

„Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno” (J 20,1) Maria Magdalena pobiegła do grobu. Mocowała się ze swoją bezsilna miłością po Jego śmierci i wyruszyła natychmiast, gdy tylko zbliżał się czas wypełnienia obietnicy. Pokochała Go i była w niej więź uczestnictwa we wszystkim, kim był Jezus. Uczestniczyła w Jego życiu, „a uczestnictwo, to coś więcej, niż poznanie źródłowe”.

Uwierz, abyś zrozumiał

Wykładający teologię biblijną na Uniwersytecie Wrocławskim w latach 1916-1920 pastor Rudolf Bultmann twierdził, że wiele historii o życiu Jezusa opisanych w Ewangeliach zostało wymyślonych przez uczniów nazaretańskiego Nauczyciela. Czy tak samo mogło być ze zmartwychwstaniem?.

Zmarły w 2010 roku we Wiedniu profesor Jakub Kremer dodawał, że wcale nie zdziwiłby się, gdyby archeolodzy odkryli dziś grób Jezusa i zidentyfikowali Jego ciało. W końcu Jezus zmartwychwstał w ciele uwielbionym, więc Jego doczesne szczątki z powodzeniem mogły pozostać w grobie – dodawał austriacki badacz. W niektórych amerykańskich seminariach duchownych bezpośrednio po Soborze Watykańskim II nauczano, że Jezus zmartwychwstał, ale tylko w umysłach Jego uczniów. Choć umarł fizycznie, wciąż był żywy w ich pamięci i tak narodził się chrześcijański kult. Z takimi poglądami spotkał się jezuita James Martin, autor opublikowanego w ubiegłym roku bestselleru zatytułowanego „Jezus”.

Niekiedy bardzo trudno jest przyjąć prawdę o zmartwychwstaniu. Ludzki umysł buduje karkołomne hipotezy, by nie urazić tych, których podejście do religii jest nader intelektualne. Tymczasem klucz może być tylko jeden: wiara. To ona prowadzi do zrozumienia. Jak w przypadku Jana, „który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Do tej pory bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych” (J 20,8-9).

Ład w zamieszaniu

Diani Children’s Village to niewielka wioska położona kilkadziesiąt kilometrów od Mombasy. Nazwę swą bierze od ośrodka dla osieroconych dzieci, który założony został przez pewnych małżonków. On jest Kenijczykiem, ona Belgijką. Gdy trafiłem do Diani, ponad trzydzieścioro dziewcząt i chłopców znalazło tu swój dom. W niedzielne przedpołudnia ochoczo maszerowali do zboru. Tamtej niedzieli miałem okazję zabrać się z nimi. W przestrzennym pomieszczeniu z otwartymi na wskroś oknami delikatnie pobrzękiwała muzyka. Po chwili pastor zaczął homilię. Mówił o czasach ostatecznych. Dynamicznie kiwając się przed pulpitem, wołał: „Nic nie spowoduje większego bałaganu na cmentarzach niż zmartwychwstanie!”.

Doprawdy? – zastanawiam się. Rzeczywiście po śmierci Chrystusa uczniowie byli skonfundowani, zmieszani. Najpierw pogrążeni w rozpaczy, później zdziwieni pustym grobem, nie wiedzieli, co myśleć. Na szczęście sam Jezus przyszedł im z pomocą. „Stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam!” (J 20,9). Wtedy Go rozpoznali. I nastąpiła eksplozja szczęścia. Zniknęło całe zamieszanie i wszystko stało się jasne. Wszystko wróciło do idealnego porządku. Do absolutnej harmonii. Jak w raju.

Nie wiem, jak będzie przy powszechnym zmartwychwstaniu umarłych. Może przez chwilę zapanuje boski nieporządek. Wiem jednak, że Chrystus zmartwychwstał właśnie po to, aby w nieuporządkowanym z powodu grzechu świecie na nowo wprowadzić boski ład. A co ważniejsze – wprowadzić ład do mojej duszy.

Tajemnice Wielkiej Nocy. Dla „Dwójki” Polskiego Radia

 – Nie wiemy, jak zmartwychwstanie wyglądało, bo nikt nie był jego świadkiem. Znamy jedynie opowiadania o pustym grobie i ukazywaniu się Jezusa powstałego z martwych uczniom i bliskim. Na bazie tych opisów możemy dokonać rekonstrukcji tego wydarzenia – mówił w Dwójce ks. prof. Mariusz Rosik.

Najpierw męka, później zadziwienie, a na końcu wielka radość! Wszystkie emocje w jednym wydarzeniu… Opisy w Ewangeliach na pierwszy rzut oka wydają się nam dość oszczędne w podawaniu szczegółów. Jeśli jednak wybierzemy się w detektywistyczną podróż w przeszłość, wiele stron nabiera treści.

– Musimy pamiętać, że Ewangelie różnią się między sobą, mamy bowiem do czynienia z tekstami teologicznymi, które nie są narracją historyczną w dzisiejszym tego słowa rozumieniu. Dlatego chociażby mamy różnych świadków zmartwychwstania Jezusa i różne relacje o reakcjach na wieść o nim – stwierdziła dr Anna Rambiert-Kwaśniewska.

– Różnice wynikają z tego, że Ewangelie to nie tylko przedstawienia faktów historycznych, ale także ich interpretacja. Tak właśnie w starożytności pisano historię i dlatego każdy z ewangelistów pisząc swoje dzieło, miał przed sobą jasno określony cel, który konsekwentnie realizował – uzupełnił ks. prof Mariusz Rosik.

Co tak naprawdę wiemy o najważniejszym dla chrześcijan święcie? Jaka była rola kobiet w rozpowszechnianiu wieści o Zmartwychwstaniu? Jaka jest tajemnica pustego grobu? Jakie cele przyświecały ewangelistom w różny sposób relacjonującym zmartwychwstanie Jezusa? Zapraszamy do wysłuchania nagrania audycji.

Prowadzi: Agnieszka Kozłowska-Łysko w Programie II Polskiego Radia

Goście: dr Anna Rambiert-Kwaśniewska i ks. prof Mariusz Rosik (biblista, autor książki „Tajemnice Wielkanocy”)

W ogrodzie zmartwychwstania

Patrząc na Zmartwychwstałego Maria Magdalena pomyślała: „To ogrodnik”. Czy to przypadek? Nie! Ewangelia Jana pełna jest symboliki. Ogród to również symbol. Jezus ukazuje się po swym zmartwychwstaniu jako ogrodnik, bo chce oschłą i pozbawioną życia duszę zamienić w kwitnący ogród. Scena ta uświadamia nam, że życie bez Boga jest pustynią – szarą, smutną, bez wody i bez życia. Pustynią, na której nikt nie słyszy wołania człowieka. Pustynią, na której doskwiera samotność. Jezus zmartwychwstał, aby wyschłą i pustą duszę człowieka zamienić w kwitnący i tętniący życiem ogród.

Symbol ogrodu znany jest ze Starego Testamentu. Po grzechu pierwszych rodziców, Bóg wypędził ich z ogrodu Eden, a przy jego bramach postawił na straży aniołów, którzy z mieczami strzegli dostępu do raju. Dzisiejszego ranka aniołowie porzucili swoje miecze. Dzisiejszego ranka wskazują na pusty grób Jezusa i obwieszczają, że bramy raju na nowo się otwierają. Wystarczy uznać w Zmartwychwstałym swojego Mistrza, wystarczy za Marią Magdaleną wykrzyknąć „Rabbuni”, a twoja życie może stać się jak kwitnący ogród.

***

„Niedziela Wielkanocna Zmartwychwstania Pańskiego”, Nowe Życie (nr specjalny 2020) 36-37.

***

Polub stronę na Facebook