25.12. Uroczystość Narodzenia Pańskiego

Bazylika Narodzenia Pańskiego, Betlejem (fot. G. Pazdro)

MSZA WIGILII

Z kobietą w rodowodzie

Kapłan przystępujący podczas Eucharystii do odczytania Ewangelii o rodowodzie Jezusa, musi niekiedy nieźle się natrudzić, by nie przekręcać obco brzmiących imion. Łatwy jest jedynie początek: „Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama” (Mt 1,1). Trud zwiększa się dwukrotnie, gdy w homilii wyjaśnić należy znaczenie rodowodu. Zatrzymajmy się na chwilę nad jedną z kilku kuriozalnych jego cech. Zastanawiającym jest fakt umieszczenia przez Mateusza w Jezusowej genealogii czterech imion kobiecych, oprócz imienia Maryi: Tamar, Rachab, Rut i Betszeby. Żydowskie rodowody zawierały jedynie imiona mężczyzn. Podać można przynajmniej dwa motywy, które łączą te postacie kobiece z osobą Maryi. Po pierwsze, ich związki z partnerami życiowymi są w pewnym sensie nieregularne i choć przez innych postrzegane mogą być jako gorszące, są naznaczone Bożym błogosławieństwem. Po drugie zaś, każda z tych kobiet z własnej woli okazała inicjatywę realizacji Bożego planu i dlatego przez potomnych wspominana była jako narzędzie Bożej opatrzności. Tamar przejęła inicjatywę w jej poniekąd gorszącym związku z Judą. Rachab bywa niekiedy uważana za nierządnicę, ale to z jej inicjatywy stało się możliwe wejście Izraela do Ziemi Obiecanej. Również związek Moabitki Rut z Boazem miał posmak zgorszenia, niemniej jednak bez inicjatywy Rut dynastia Dawidowa mogła w ogóle nie zaistnieć. Salomon mógł zasiąść na tronie dzięki interwencji żony Uriasza, którą wcześniej w podstępny sposób związał ze sobą Dawid. Bóg w historii zbawienia posłużył się tymi kobietami do realizacji swych planów, pomimo zgorszenia, jakie stanowiły lub mogły stanowić ich związki z mężczyznami. W tym świetle każe Mateusz spojrzeć swym adresatom na Maryję, której brzemienny stan, zanim jeszcze zamieszkała z Józefem, również mógł być postrzegany jako gorszący, choćby przez samego Józefa.

Symbolika liczb

Mateuszowa genealogia jest bardziej podporządkowana przyjętym przez niego założeniom teologicznym niż wiernym odbiciem prawdy historycznej. Trzy czternastopokoleniowe sekcje są bowiem odbiciem trzech nierównych odcinków czasowych: Abrahama od Dawida dzieli około 750 lat, Dawida od niewoli babilońskiej 400 lat, natomiast Jezus przyszedł na świat około 600 lat po zburzeniu Jerozolimy. Mateusz świadomie omija wiele imion sprzed i z okresu monarchii, inne zaś grupuje (np. Jechoniasz i jego bracia). Choć takie pominięcie może wydawać się brakiem dokładności czy wierności wobec stanu faktycznego, jest jednak zupełnie dopuszczalne w starożytnych genealogiach, a nawet we współczesnych genealogiach plemiennych. Jak więc należy interpretować Mateuszowy wzór 3 x 14? Niektórzy egzegeci oddając się analizom numerycznym utrzymują, że ponieważ 3 x 14 to inaczej 6 x 7, ewangelista zamierzał ukazać, że po sześciu okresach siedmiopokoleniowych Jezus otwiera siódmy, a więc doskonały, okres wypełnienia się królestwa Bożego. Inni swe kalkulacje opierają na dwóch liczbach uważanych przez Żydów za doskonałe: 3 i podwojona 7. Jeszcze inni odwołując się do gematrii (jedna z judaistycznych metod interpretacji Biblii Hebrajskiej, polegająca na przypisywaniu cyfr i liczb poszczególnym literom alfabetu) zauważają, że w dawnej ortografii hebrajskiej imieniu Dawida odpowiadała liczba 14, w związku z czym zadaniem ewangelisty byłoby udowodnienie, że Jezus jest potomkiem króla Dawida. Są wreszcie i tacy, którzy utrzymują, iż same cyfry nie mają większego znaczenia, a Mateuszowi chodzi jedynie o wykazanie, że narodzenie Mesjasza było z dokładną precyzją od samego początku przez Boga zaplanowane.

Z królewskiego pałacu

„Świat zwariował, czeka na narodziny dziecka”, „Dziecko księcia ma już imię”, „Książę ochrzczony”, „Prawnuk królowej, czyli kto jest kim w rodzinie” – to tylko niektóre tytuły z pierwszych stron gazet. Nota bene tych samych, w których inne dzieci przed narodzeniem często są tyko „zygotami”, „zarodkami” i „płodami”. I nikt nie urządza konkursów internetowych, by wybrać dla nich imię. Dziś trzeci w kolejności następca brytyjskiego tronu, pięknie rośnie pieszczony miłością rodziców i wciąż, choć już z mniejszym zainteresowaniem, podziwiany przez media. I całe szczęście, bo każde dziecko zasługuje na miłość! A ja sobie myślę, że jestem jeszcze większym szczęściarzem niż książę na Wyspach! Bo przecież jestem dzieckiem Króla Wszechświata! To nic, że urodził się w grocie. To nic, że bez dachu nad głową, w ubóstwie, wśród pasterzy i zwierząt. To nic, że przyszedł na świat z dala od rodzinnego Nazaretu i że tuż po zawitaniu na naszej ziemi musiał uciekać do kraju piramid. Urodził się z największej, przeczystej miłości i otoczony był najpiękniejszą troską świętych Rodziców! Królewską troską. „A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel” (Mt 1,23). Gdy trzydzieści kilka lat później Jego ziemska misja dobiegła końca, każdy kto w Niego wierzy, nie musi już chodzić po tej ziemi z pochyloną głową! Może dumnie podnieść czoło i jasnym spojrzeniem patrzeć przed siebie! W końcu jesteśmy księżniczkami i książętami! Dziećmi Króla Wszechświata! Nawet jeśli brytyjska prasa o tym milczy.

„Zanim zamieszkali razem”

Opis narodzenia Jezusa i wydarzeń mu towarzyszących rozpoczyna Mateusz stwierdzeniem: „Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw, zanim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego” (1,18b). Ta wzmianka ewangelisty stanowi jeden z argumentów za dziewiczym poczęciem Jezusa w łonie Maryi. Należy ją widzieć w kontekście żydowskich zwyczajów związanych z zawieraniem małżeństwa. Po oficjalnych zaręczynach mężczyzna i kobieta nazywani byli już małżonkami, choć nie odbyła się jeszcze ceremonia ślubna, ani nie mieszkali razem. W prawniczej tradycji Starego Testamentu znajduje się zapis: „Kto żonę poślubił, a jeszcze nie sprowadził jej do domu” (Pwt 20,7). Właśnie w tym okresie, po zaręczynach, ale jeszcze przed ceremonią ślubną, podczas której odbywało się przyprowadzenie kobiety do domu męża, zamieszcza Mateusz fakt poczęcia Jezusa.

Zwolennikom fabularnych filmów, ukazujących barwnie wydarzenia związane z narodzinami Jezusa, zwłaszcza oburzenie mieszkańców Nazaretu faktem, iż Maryja oczekuje Dziecka, pospieszmy od razu z wyjaśnieniem. Maryja była już zaślubiona Józefowi, a ten był Jej mężem, nikt więc z mieszkańców galilejskiego miasteczka nie powinien się dziwić Jej brzemiennemu stanowi. Raczej składano Jej gratulacje. Tylko Józef miał prawo do oburzenia, zdziwienia, niedowierzania… W Palestynie czasów Józefa i Maryi małżeństwo zawierano na dwuetapowej drodze. Etap pierwszy, zwany erusin, porównywany jest niekiedy (niezbyt szczęśliwie) do zaręczyn. Małżonkowie mieszkali po nim oddzielnie przez dwanaście miesięcy. Drugi etap zaślubin to uroczyste przeprowadzenie pani młodej do domu pana młodego. Józef i Maryja mieszkali jeszcze osobno, gdy ta zaczęła oczekiwać na narodziny poczętego Jezusa. Jednak dziecko poczęte przed wspólnym zamieszkaniem uważane było za prawowite. Dla historycznej prawdy należałoby wyciąć więc z filmów fabularne kadry ukazujące mieszkańców Nazaretu z kamieniami w rękach, wymierzonymi w Maryję.

Fakt, iż Maryja była brzemienna nie powinien dziwić nikogo ze społeczności Nazaretu, chyba że wszyscy wiedzieli, iż to nie Józef był ojcem. Jeśli ktoś miałby rzucić cień podejrzeń na Maryję, to właśnie Józef. On jednak „był człowiekiem sprawiedliwym”. Nie rozumiał całej sprawy i postanowił potajemnie oddalić Maryję. Zgodnie z Prawem, powinien Jej wręczyć get – list rozwodowy. Sprawiedliwość Józefa przejawia się najpierw w jego odpowiedzialności w podejmowaniu decyzji. Nie była to zemsta ani odwet za to, co – jak mógł sądzić – wydarzyło się w życiu Maryi. Jego decyzja o odejściu jest wyrazem sprawiedliwości uformowanej przez miłosierdzie. Gdyby pozostał przy decyzji rozstania się z Maryją, mógłby – zgodnie z żydowskim prawem – liczyć na zatrzymanie wiana małżonki, a także na odzyskanie mocharu – ceny, którą zapłacił przy zaślubinach. Względy materialne nie wchodziły jednak w grę.

Paradoksalnie, nawet gdyby przypuścić, że Józef rozgłosił w Nazarecie, iż jego Małżonka spodziewa się dziecka, którego on nie jest biologicznym ojcem, Maryi również nie groziłoby ukamienowanie. Dlaczego? Otóż według Prawa do ukamienowania może dojść tylko wtedy, gdy dwóch naocznych świadków potwierdziłoby czyn nierządny. Nie wystarczy jeden świadek (zob. epizod z tzw. cnotliwą Zuzanną). Tekst Prawa, który omawia analogiczną sytuację (Pwt 22,23-24) nie mówi wprawdzie o dwóch świadkach, ale należy go interpretować przez pryzmat Pwt 19,15 (por. J 8,17), gdzie mowa jest o tym, iż każde oskarżenie musi być potwierdzone przez dwóch świadków, w przeciwnym bowiem wypadku nie jest ważne. W przypadku istnienia tylko jednego świadka albo podejrzenia o cudzołóstwo rabini (np. Szammaj) zachęcali do wręczenia listu rozwodowego. Samo podejrzenie o cudzołóstwo (bez świadków) natomiast badano dziwną z dzisiejszego punktu widzenia „próbą gorzkiej wody” (Lb 5,11-31).

Dziewicze poczęcie

Jednym z pierwszych znaków obecności królestwa Bożego jest expressis verbis wyrażona prawda o dziewiczym poczęciu Jezusa Chrystusa. Mateusz zamieszcza cytat z Iz 7,14: „Oto Dziewica (hebr. almah) pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel”, który jednoznacznie odczytuje jako potwierdzenie dziewiczego poczęcia, choć almah może oznaczać zarówno dziewicę, jak też niedawno poślubioną młodą matkę. Tłumacz Septuaginty bowiem, przekładając tekst hebrajski, zapisał słowo parthenos, które tłumaczyć należy jako „dziewica”. Ponieważ Żydzi nie zgodzili się na taką interpretację tekstu przez chrześcijan, synod faryzeuszów w Jamni zamieścił tam termin neanis („młoda kobieta”), zrywając w ten sposób tradycję o dziewiczej matce Emmanuela. Zmiana ta została dokonana za bazie przekładu Akwili, natomiast Septuaginta została odrzucona przez Żydów jako przekład heretycki, akceptowany przez chrześcijan.

Choć Żydzi przez wieki interpretowali Iz 7,14 w odniesieniu do dziewiczego poczęcia, nie odnosili tego tekstu do mającego nadejść Mesjasza, gdyż narażałoby Go to na zarzut nieprawego pochodzenia. A tymczasem chłopiec nieprawego łoża nie mógł nawet zostać uczniem rabina, nie wspominając już o byciu rabinem, a tym bardziej Mesjaszem. Trudno więc przypuścić, że to chrześcijanie wpadli na pomysł dziewiczego poczęcia Jezusa, gdyż tym samym ryzykowaliby tym, iż dobra nowina automatycznie zostanie odrzucona w środowisku żydowskim (zob. kryterium zakłopotania). Skoro więc pierwotny Kościół podkreślał prawdę o dziewiczym poczęciu, to dlatego, iż tak było rzeczywiście, choć prawda ta stawała się kością niezgody na styku judaizm – chrześcijaństwo i zdecydowanie utrudniała Żydom wiarę w to, że Jezus może być Mesjaszem.

Obsypana pocałunkami

Założyciel Equipes Notre-Dame ks. Henri Caffarel każdego roku odprawiał indywidualne rekolekcje. Gdy wybrał się do klasztoru trapistów już na wstępie jego opat opowiedział mu o jednym z zakonników, bracie Egidiuszu, którego nazwał uosobieniem dziecięctwa duchowego. Egidiusz opiekował się ogrodem warzywnym. Chodził w wielkim, słomianym kapeluszu chroniącym od słońca i z czułością dbał o rzędy kapust i pomidorów. Caffarel, zaintrygowany opowieścią opata, celowo wybrał się w okolice warzywnika i czekał. Wkrótce przyszedł młody brat, z łopatą, ale był tak pochłonięty pracą, że nie zwrócił uwagi na gapiącego się rekolektanta. Caffarel podszedł więc nieśmiało i przekazał zakonnikowi, że jego przełożony wyraził zgodę na chwilę ich wspólnej rozmowy. Po chwili zaczęli rozmawiać o modlitwie. Zakonny ogrodnik wyznał nagle: „Nie wiem, jak bym się modlił, gdyby nie Matka Boża”. „Co brat ma na myśli?” – dopytywał zaintrygowany Caffarel. Odpowiedź bardzo go zaskoczyła: „Często, gdy uważam, że jestem zbyt zmęczony, zbyt nędzny, nie śmiem stanąć przed Bogiem. Wtedy jednak przychodzi mi na myśl pewna historia, którą opowiadał nam mistrz nowicjatu: Pewna mała dziewczynka miała tylko jedną zabawkę – starą lalkę, brudną i uszkodzoną. Gdy ktoś zwrócił jej uwagę, że lalka jest bardzo brzydka, ona przytuliła ukochaną zabawkę, obsypała pieszczotami i pocałunkami i spytała: A teraz jest ładna, czy nie?” Ja na początku modlitwy zawsze zwracam się do Matki Bożej: „Pocałuj swoją brzydką lalkę, a potem podaj ją Panu”.

„Józefie, synu Dawida, nie bój się” (Mt 1,20) – mówił we śnie anioł Pański, a serce Józefa napełniło się odwagą. Czy Maryja nie wzięła tej nocy w swe ręce zatrwożonego serca małżonka i nie podała go Panu, obsypując czule pocałunkami jak smutny gałganek szmacianej lalki? Była już wtedy Matką Boga, pełna Ducha Świętego. Nie wiemy, czy bez Jej modlitwy Józef dałby radę.

MSZA W NOCY (PASTERKA)

Narodzony przed narodzeniem

Niejaki Kwiryniusz był namiestnikiem Syrii od 12 do przełomu 9 i 8 roku przed Chr. To on zarządził przeprowadzenie spisu ludności, o którym wspomina ewangelista Łukasz: „W owym czasie wyszło rozporządzenie cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz” (Łk 2,1-2). Kwiryniusz jednak nie zdążył przeprowadzić spisu przed odejściem z urzędu. Przedsięwzięcia dokończył niejaki Senecjusz, następca Kwiryniusza, który zajmował urząd namiestnika do 6 r. przed Chr. Data spisu ludności, biblijna wzmianka o panowaniu Heroda w Palestynie i Augusta w Rzymie pozwalają w miarę dokładnie wyznaczyć datę narodzin Chrystusa. August rządził cesarstwem w latach od 30 przed do 14 po Chr. Herod zmarł w 4 r. przed Chr. Mając takie dane chronologiczne, na polecenia papieża Jana I (523 – 526) Dionizy Mniejszy podjął się próby datacji narodzin Chrystusa. Pochodzący ze Scytii w dzisiejszej Rumunii mnich był jednak sekretarzem papieskim, nie matematykiem! Gdy stwierdził, że Jezus przyszedł na świat w 754 roku od założenia Rzymu, w jego obliczeniach umknęło mu siedem lat! Nakazem papieża przestano liczyć czas od założenia Wiecznego Miasta i zaczęto czynić to – w oparciu o błędne wyliczenia Dionizego – od daty narodzin Zbawiciela. Dziś jednak wiemy, że – choć brzmi to niczym paradoks – Jezus urodził się około 7 r. przed Chrystusem.

Kogo witamy?

Pewnej nocy pod rozgwieżdżonym niebem w górach Judy rozegrała się ta niezwykła w swej prostocie scena, która zmieniła bieg historii świata. Bóg uśmiechnął się do człowieka i otworzył niebo. Jezus narodził się wśród nas. Ciepło matczynych dłoni pokonało chłód skalnej groty. A później wszystko potoczyło się już szybko: śpiewy aniołów, pokłon pasterzy, jasna łuna na niebie i dary wędrujących królów. Bóg zamieszkał wśród ludzi.

W ten chłodny na zewnątrz, ale ciepło odczuwany w sercu dzień Bożego Narodzenia chciałbym rozpocząć naszą refleksję od przypomnienia sceny z Quo vadis: w cudownym rzymskim ogrodzie, pośród zieleni i fontann, Lidia opowiada Winicjuszowi o swym Bogu – opowiada o Jezusie, który narodził się, aby człowiekowi przywrócić szczęście. Po chwili namysłu zakochany Winicjusz odpowiada: „Mogę wybudować ołtarz twemu Bogu w każdym gaju tego miasta, mogę postawić Mu świątynię w każdym ogrodzie Rzymu – ale wyrzuć Go ze swego serca”.

Tylko od nas – od naszych pragnień, postanowień i dążeń – zależy, czy Jezus narodzi się i pozostanie w naszych sercach. Nam nie objawił się anioł z nieba. Nie prowadziła nas gwiazda. Nie widzieliśmy łuny na niebie, która oświetlała drogę pasterzom i nie słyszeliśmy czystego śpiewu chórów anielskich. Dziś towarzyszy nam inna muzyka – radosne bicie serca; dziś prowadzi nas inne światło – światło serca, bo serce ludzkie w naturalny sposób lgnie tam, gdzie panuje miłość, dobroć i pokój. Lgnie do Nowonarodzonego Boga – Boga, którego witano pod różnymi imionami. Maryja nadała Mu imię Jezus, Izajasz zapowiadał Go jako „księcia pokoju”, a anioł Gabriel zwiastował Go jako Emmanuela. Imię na kartach Biblii oznacza istotę posłannictwa człowieka, który je nosi. Zastanówmy się więc, kogo witamy w Nowonarodzonym.

Jezus. Maryja usłyszała w scenie zwiastowania: „Oto poczniesz i porodzisz syna, któremu nadasz imię Jezus”. Imię Jezus oznacza „Bóg zbawia”. W tym imieniu zawiera się cała dobra, radosna nowina dzisiejszego dnia: Bóg zbawia od grzechu i cierpienia. Jeśli czujesz się grzeszny, to właśnie do ciebie Jezus mówi: „Nie przyszedłem wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników”. Jeśli czujesz się słaby w twoich zmaganiach, właśnie do ciebie Jezus mówi: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają”. Jeśli czujesz, że pogubiłeś się w życiu, Jezus mówi: „Przyszedłem po to, aby szukać i zbawić to, co zginęło”. Jeśli czujesz się zmęczony, przyjmij Jego zaproszenie: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście”. Jezus zbawia – nie oznacza to, że problemy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale że trudne sytuacje przeżywamy w bliskości Boga, który jest przyjacielem. W myśl powiedzenia: Radość dzielona z przyjacielem jest podwójną radością, smutek dzielony z przyjacielem, zmniejsza się o połowę.

Książę pokoju. Na kilka wieków przed Chrystusem Izajasz zapowiadał przyjście Mesjasza, którego nazwał Księciem pokoju. Przy narodzeniu Pana aniołowie zwiastowali ziemi pokój. Jeśli czujesz, że dziś potrzeba ci pokoju serca, potrzeba pokoju bardziej niż czegokolwiek i że tylko Bóg jest w stanie zaspokoić to pragnienie, powtarzaj za św. Teresą z Avilla:

„Niech nic cię nie niepokoi,
niech nic cię nie trwoży.
Wszystko przemija, tylko Bóg się nie zmienia.
Kto posiadł Boga, temu nic nie brakuje”.

Emmanuel. Gabriel obwieścił Maryi narodzenie Emmanuela. Imię to po hebrajsku oznacza „Bóg z nami”. Osobiście chyba najbardziej lubię to imię Jezusa: Bóg jest z nami. Jest bliski. Jest kochający. Jest pełen dobroci. A dzisiejszego dnia jest nie tylko z nami, jest w nas. Jest w naszych sercach, w naszych myślach. Dziś przecież rodzi się pośród nas. Zatrzymując się nad znaczeniem tego imienia, chciałbym posłużyć się słowami Matki Teresy: „Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego rękę – jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy milkniesz, by wysłuchać innych, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności – jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa – jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość – jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy sam nie mając wiele potrafisz dzielić się z innymi i obdarzasz ich radością – jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy czynisz swoje serce bezpiecznym domem dla przestraszonych, utrudzonych, odepchniętych i wzgardzonych – jest Boże Narodzenie. Zawsze, ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych przez ciebie – zawsze wtedy jest Boże Narodzenie”.

Pewnej nocy pod rozgwieżdżonym niebem w górach Judy narodził się Bóg – Jezus, Książę pokoju, Emmanuel. Wybierzmy się w te góry, by spotkać Nowonarodzonego. I wspinajmy się coraz wyżej, bo im wyżej, tym piękniejsze rozciągają się widoki.

W rozmowie z red. Adrianną Sierocińską

MSZA O ŚWICIE

Dary Nowonarodzonego

W ten święty poranek przychodzimy, aby oddać pokłon Bogu, który stał się jednym z nas. W ten święty poranek przychodzimy, aby oddać pokłon Bogu, który rodzi się jako bezbronne dziecko. Przychodzimy, by powitać Nowonarodzonego Jezusa. Ta sama scena powtarza się w Kościele od 2 tysięcy lat. Ludzie przychodzą do kościołów, by powitać Jezusa. Nasze przyjście w tym dniu do świątyni nawiązuje do wydarzenia historycznego, kiedy to również przychodzono, by oddać cześć Nowonarodzonemu:

– najpierw aniołowie, zwiastując pokój ludziom dobrej woli

– później pasterze, zobaczywszy łunę przybyli, by oddać cześć Jezusowi

– wreszcie mędrcy ze Wschodu, prowadzeni betlejemską gwiazdą.

Nas nie prowadzi dziś łuna na niebie – jak pasterzy. Nie objawił nam się anioł z nieba. Nie widzimy betlejemskiej gwiazdy, jak mędrcy ze Wschodu. Prowadzi nas jednak światło serca, bo serce ludzkie w naturalny sposób lgnie tam, gdzie panuje miłość dobroć i pokój. Podświadomie wyczuwamy, że to bezbronne i kruche – jak opłatek w naszych rękach – Dziecko jest znakiem miłości Boga do człowieka, jest znakiem zbawienia. Co obejmuje to zbawienie przyniesione przez Jezusa? Poszukajmy odpowiedzi na to pytanie na kartach dzisiejszej Liturgii Słowa.

Pokój. Zapowiadany Zbawiciel nazywany był Księciem Pokoju. Aniołowie przy Jego narodzeniu zwiastowali ziemi pokój. Doskonale znał tę prawdę św. Augustyn, który rozpoczynał swoje wyznania słowami: „Niespokojne jest serce ludzkie zanim nie spocznie w Tobie, Panie”. Każdy z nas potrzebuje pokoju. Potrzeba go światu, potrzeba go Polsce i potrzeba go każdemu sercu. Oto dar Nowonarodzonego dla nas – dar pokoju.

Poczucie bezpieczeństwa. Jezusa zapowiadano jako Emmanuela – Boga z nami. Bóg pragnie być z nami zwłaszcza w najtrudniejszych chwilach – by darzyć nas poczuciem bezpieczeństwa. Ernest Hemingway pisał w jednej ze swych powieści: „Życie łamie każdego, a potem niektórzy są jeszcze silniejsi w miejscu złamania”. Jednak nie zawsze tak jest. Dlatego przychodzi Emmanuel. Czujesz się zagubiony? Jezus przyszedł odnaleźć to, co zginęło (Mt 18,11). Czujesz się źle? Jezus przyszedł do tych, którzy się źle mają (Mt 9,12). Twoje grzechy przytłaczają cię? Chrystus przyszedł, aby wyzwolić nas z grzechu.

Pogoda ducha. Anioł mówił do pasterzy: „Zwiastuję wam radość wielką”. Dziś bardzo łatwo o pesymizm. Nietrudno ulec smutkowi. Jesteśmy zaangażowani w wiele spraw i wiele rzeczy nas przygnębia. Boże Narodzenie uczy nas patrzeć na siebie i świat z dystansem, z pewnego oddaleniia. Przypomina nam o tym, co w życiu najważniejsze. Uczy nas odkrywać radość w rzeczach małych, odnajdywać szczęście w tym, co proste i zwyczajne. Tak proste i zwykłe jak ubóstwo betlejemskiej groty.

Nadzieja. Skończył się czas Adwentu, czas oczekiwania. Każde oczekiwanie łączy się z nadzieją. Dziś spełniły się nasze nadzieje – Jezus obecny jest wśród nas: „Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan”. Tym samym obdarza nas nową nadzieją. Wspomniany już Hemingway mawiał: „Głupio jest nie mieć nadziei – a poza tym to chyba grzech. Człowieka można pokonać, ale nie można zniszczyć. Bądź więc nieustraszony i ufny”. Boże Narodzenie jest czasem ufności wobec Boga, czasem pojednania z ludźmi, a więc odzyskiwania ufności do drugiego.

Jezus przychodzi, aby nas zbawić. Tym samym obdarza nas pokojem, poczuciem bezpieczeństwa, pogodą ducha i nadzieją. Dzisiejszej nocy niebo łączy się z ziemią. Dzisiejszej nocy Bóg pochyla się nad człowiekiem. Dzisiejszej nocy Bóg stał się jednym z nas. Niech klimat tej nocy – jej światło i ciepło – przenika nasze serca.

Kapucyn i Boże Narodzenie

Ojciec Pio jest jednym z najbardziej znanych świętych Kościoła. Wiemy, że potrafił być w dwóch miejscach jednocześnie, wiemy, że czytał w ludzkiej duszy i znał ciężar grzechów zatajonych, wiemy też, że obdarowany stygmatami wciąż ukazuje się niektórym uprzedzając przybycie cudownym zapachem fiołków. Ale czy wiemy, że bardzo kochał Boże Narodzenie?

Ojciec Ignazio de Ielsi, przełożony klasztoru w San Giovanni Rotondo w latach 1922-1925 zanotował w swoim dzienniku, że „to daremne chcieć opowiedzieć, z jakim uczuciem Ojciec Pio świętuje Boże Narodzenie. Myśli o tym i liczy dni, które dzielą go od jednego Bożego Narodzenia do drugiego, już od dnia następnego po święcie. Dzieciątko Jezus ma dla niego szczególne znaczenie. Wystarczy, że usłyszy dźwięk pastorałki, kolędy, a już jego duch unosi się wysoko jak w ekstazie”. W biografii Ojca Pio są udokumentowane aż trzy ukazania się Dzieciątka Jezus związane z obecnością innych osób – pierwsze w listopadzie 1911 r., drugie we wrześniu 1919 i trzecie w Boże Narodzenie 1922 r., którego świadkiem była Łucja Iadanza, jego duchowa córka, którą jeszcze w Pietrelcinie uczył katechizmu i hymnów. Łucja zanotowała, że po przeniesieniu Ojca do San Giovanni Rotondo często spowiadała się u niego i prosiła o radę w podejmowaniu życiowych decyzji. W 1922 r. zapragnęła spędzić Boże Narodzenie w pobliżu Ojca Pio w San Giovanni Rotondo i już w wigilię przyjechała do klasztoru. Było bardzo zimno, bracia ustawili w zakrystii naczynie z ogniem. Łucja i trzy inne kobiety czekały przy nim do północy, aby uczestniczyć we Mszy Świętej, którą miał odprawić Ojciec. Ciepło bijące od ognia usypiało, kobiety z senności zamykały oczy. Łucja nie chciała zasnąć, odmawiała więc różaniec i nagle zobaczyła Ojca Pio, który zszedł ze schodów zakrystii i zatrzymał się przy oknie. Zobaczyła świetlistą aureolę a w ramionach Ojca Dzieciątko Jezus. Twarz zakonnika była rozpromieniona, tulił Dziecko nie widząc niczego poza Nim. Kiedy wizja znikła Ojciec dojrzał Łucję, która przyglądała mu się w osłupieniu. „Łucjo, co widziałaś?” – spytał. A ona, szczerze, odpowiedziała, że wszystko… Wtedy Ojciec Pio surowo jej przykazał „Nikomu nic o tym nie mów”.

Gdy pasterze poszli do Betlejem i zobaczyli, co się tam wydarzyło, nie otrzymali zakazu mówienia jak Łucja Iadanza, więc śmiało „opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu” (Łk 2,17). Ci, którzy usłyszeli, bardzo się dziwili. Zdziwienie Maluchem narodzonym w Betlejem trwa już dwa tysiące lat.

Dziś Betlejem, położone zaledwie 8 km od Jerozolimy, liczy kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. W Biblii występuje jako Betlejem Judzkie lub Betlejem Efrata. W drodze z Jerozolimy do miasteczka mija się klasztor św. Eliasza (Mar Elias), wybudowany w miejscu upamiętniającym odpoczynek proroka podczas ucieczki przed królową Jezabel (1Krl 19,1-8). Takich miejsc w Izraelu, Jordanii i Egipcie znaleźć można kilkanaście, a każde pretenduje do autentyczności! W pobliżu miasta znajduje się także przykryty kopułą grób Racheli, żony Jakuba (Rdz 35,19-20). Symbolizuje on matkę – Izraela, opłakującą swe dzieci wyruszające do niewoli. Tu bowiem, w Rama, gromadzili się wygnańcy w 586 roku, by rozpocząć swą wędrówkę do Babilonii. Dziś grób Racheli to cenotaf przykryty tkaniną. Dawniej ustawiono tu także dwanaście kamieni jako symbol wszystkich pokoleń Izraela.

W Betlejem urodził się Dawid i tu został namaszczony na króla (1Sm 16,4-13). Z miasteczkiem wiąże się także piękna historia Rut, która na polach zbierała kłosy (Rt 1,22 – 4,13). W czasach nowej ery Hadrian wprowadził tu kult Adonisa w 135 roku W 330 roku Konstantyn przywrócił w mieście kult chrześcijański. W 386 zamieszkał tu św. Hieronim, tłumacz Biblii na język łaciński. Już w 1263 roku zamieszkali tu franciszkanie i objęli opieką miejsca upamiętnione w Ewangeliach. Najazd turecki w 1517 roku doprowadził jednak do rabunku Bazyliki Narodzenia. Marmury z posadzek przeznaczono na budowę Al-Haram Asz-Szarif, blachę dachową natomiast przetopiono na kule armatnie.

MSZA W DZIEŃ

Herod, oliwa i zmartwychwstanie

Zasadniczą częścią lampy oliwnej jest pojemnik, najczęściej o owalnej formie. Wystarczyło do niego odpowiednio umocować knot, by już po chwili lampa rozbłysła jasnym światłem. Jeśli oliwa przygotowana była ze szlachetnych oliwek, lampa wydzielała przyjemny zapach. Knoty robiono najczęściej ze lnu. Ponieważ przez tysiąclecia lampy oliwne były zasadniczym źródłem światła na terenach dawnej Palestyny, archeologowie wykopują ich wiele. Różne ich kształty i ornamenty znacznie przyczyniają się do ustalenia właściwej datacji odkrywanych i badanych poziomów wykopu. W pierwszym stuleciu naszej ery w Palestynie pojawił się nowy typ lampy, którą nazwano „herodiańską”. Miała ona okrągły kształt, płaską podstawę, która zapewniała stabilność, oraz osobno dołączany dziób na knot. W tym samym mniej więcej czasie, gdy na rynku oświetleniowym pojawiła się nowość – lampa herodiańska, nad brzegami Jordanu Jan Chrzciciel mówił o innym świetle. „Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o światłości. Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1,7-9). Jak dowodzi historia, lampa herodiańska tylko na chwilę zajaśniała mocniej niż światło niesione przez Jana. Stało się to wieczorem owego dnia, gdy w twierdzy Macheront Herod świętował swoje urodziny. Ścięcie Jana Chrzciciela wcale nie ugasiło jednak światła, o którym mówił. Odwrotnie. Niedługo potem światło to rozbłysło blaskiem zmartwychwstania. Po krótkiej ciemności Wielkiego Piątku zajaśniało tym wszystkim, którzy szczerze wyznają: „Pan moim światłem i zbawieniem moim”.

Rozmawiają dr Anna Rambiert-Kwaśniewska i ks. prof. Mariusz Rosik

Komentarz na Uroczystość Narodzenia Pańskiego