Pozwolić Bogu być Bogiem
Powroty w rodzinne strony pełne są wzruszeń. Wadowice. Przyjazd Jana Pawła II. Mnóstwo wspomnień, wzruszeń, odwiedzin, spotkań z dawnymi znajomymi. Mnóstwo zabawnych anegdot przypominanych przez wielu. Zwykle w taki sposób wita się ważnych, sławnych, wybitnych, którzy przynoszą rozgłos miejscu, w którym się narodzili. Ich imionami nazywa się szkoły i ulice. Na rynkach miast wznosi się pomniki. To o nich pisze się książki i artykuły.
Nazaret. Przybycie Chrystusa i zupełnie inne powitanie. Mnóstwo zdziwionych, ludzi, niezadowolonych min i pełnych drwin pytań. Nikt nie czeka na Jego przybycie. Powątpiewają o Nim. „Skąd on to ma? I co za mądrość, która jest mu dana? I takie cuda dzieją się przez jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona. Czy nie żyją tu u nas także jego siostry?” (Mk 6,2-3).
Wolność wyboru, podarowana człowiekowi w akcie stworzenia, jest chyba jednym z największych darów. Bóg, który stwarza, i mógłby mieć pełną władzę nad stworzeniem, pozostawia je wolnym, samostanowiącym i niezależnym w wyborach. Jezus, który przybywa do rodzinnego miasta nie stara się za wszelką cenę przekonać tych, którzy Go znają od dziecka. On tylko naucza… i bezbronny dziwi się ich niedowiarstwu. I przez niedowiarstwo nie może uczynić żadnego cudu. Dlaczego? Bo Bóg tak bardzo uzależnił swe działania od człowieka, od jego wolności, że nawet cuda, których jest sprawcą, są zależne od ludzkiej wiary. Bo to wiara je czyni. To ona rozwiązuje Bogu ręce. Pozwala Bogu być Bogiem.
Wśród swoich
W dużym amerykańskim mieście pewna protestancka parafia czekała na przybycie nowego pastora. Nabożeństwo było przygotowane perfekcyjnie. Rada parafialna czekała z naręczami kwiatów, a jej przedstawiciel powtarzał wyuczone słowa powitania. Parafia liczyła dziesięć tysięcy członków. Kościół wypełniony był po brzegi. Na pół godziny przed rozpoczęciem nabożeństwa ławki były prawie wypełnione, a wiernych wciąż przybywało. Wchodzący do zboru parafianie mijali w drzwiach mężczyznę, który prosił o jałmużnę. Pozdrawiał wszystkich życzliwie, ale nikt nie dał mu żadnego datku. Jedynie trzy osoby pozdrowiły go stereotypowym „hello”.
Mężczyzna w łachmanach wszedł do kościoła i usiadł w jednej z pierwszych ławek, jednak porządkowi poprosili go, by przesiadł się bliżej wyjścia. Gdy nadeszła pora powitania nowego pastora, żebrak wstał, podszedł do ołtarza i odczytał słowa Chrystusa: „Byłem głodny, a nie daliście mi jeść. Byłem spragniony, a nie daliście mi pić. Byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie”. W kościele zapanowała absolutna cisza…
Tak ponoć wyglądać miało pierwsze nabożeństwo prowadzone przez pastora Jeremiaha Steepek’a w San Jose w Californii. Przyszedł do swoich. Do ludzi wierzących tak samo jak on i tak samo jak on uznających przykazanie miłości bliźniego za obowiązujące. Swoje doświadczenie mógłby jednak podsumować słowami Jezusa: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6,4).
Nazaretańskie zdziwienie
Pod koniec VI w. nieznany z imienia pielgrzym z Piacenzy odwiedził Nazaret. W swoich zapiskach zanotował: „Dom Najświętszej Maryi został przekształcony w bazylikę, a jej ubrania są źródłem wielu cudów. Żydówki są tu piękniejsze niż gdziekolwiek indziej w kraju. Twierdzą, że jest to dar, jaki zesłała im Najświętsza Maryja, gdyż była ich krewną”.
Gdy pielgrzym opuścił bazylikę, udał się do synagogi. Tak kontynuował swoje wspomnienia: „W synagodze znajduje się księga, w której Pan pisał swój alfabet, a także ława, na której siedział wraz z innymi dziećmi. Chrześcijanie mogą podnieść ją i przenieść, lecz Żydzi nie są w stanie jej ruszyć, ani nie mogą jej wynieść na zewnątrz”. Owa niemoc Żydów miała być zapewne karą za ich niedowiarstwo: Jezus „nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu” (Mk 6,5-6).
Dziś nikt już nie znajdzie w Nazarecie szkolnego zeszytu Jezusa ani ławki, w której zasiadał. Owszem, spotkać można piękne dziewczęta, ale ich bezpośrednie pokrewieństwo z Maryją jest wątpliwe. Natomiast wciąż aktualne pozostaje pytanie o wiarę tych, którzy znajdują się w rodzinnym mieście Jezusa. A zasadniczo nie są to już Żydzi, lecz chrześcijanie przybywający z pielgrzymką. Czy na twarzy Jezusa wciąż pozostaje wyraz zdziwienia?
Polub stronę na Facebook