Po co Jezusowi chrzest?
Scena chrztu Jezusa stanowi punkt kulminacyjny wstępnej części dzieła Markowego, przy jednoczesnym wskazaniu na wypełnienie się misji Jana Chrzciciela, która tu jest potwierdzona przez znaki towarzyszące: wizja Ducha Świętego zstępującego z nieba i głos Ojca, obwieszczający Boże synostwo Jezusa. Jan Chrzciciel wzywając do nawrócenia, udzielał chrztu nad Jordanem. Chrzest ten przyjął także sam Jezus.
W toku narracji Marek wyjaśni, że Jan Chrzciciel jest oczekiwanym przez Żydów Eliaszem, którego pojawienie się miało poprzedzić nadejście Mesjasza (Mk 9,11-13). Uczniowie z pewnością odczytali w tym stwierdzeniu nawiązanie do Ml 3,23-24: „Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni serca ojców ku synom i serca synów ku ich ojcom, aby nie przyszedł i nie poraził ziemi (izraelskiej) przekleństwem”.
Wizja apokaliptyczna (zstąpienie Ducha Świętego w postaci niby gołębicy i głos z nieba) objawia tożsamość Jezusa jako Syna Bożego. Zstąpienie Ducha Świętego wydaje się być zapowiedzią i przygotowaniem do ziemskiej misji głoszenia słowa Bożego. Widzeniu Ducha Świętego zstępującego z nieba towarzyszy głos Ojca skierowany bezpośrednio do Jezusa: „Tyś jest Syn mój umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1,11). Sam Ojciec objawia nadprzyrodzone synostwo Jezusa, gdyż – jako że dopiero rozpoczyna swą publiczną działalność – nie był jeszcze rozpoznany przez ludzi jako Syn Boga.
Pięć mil od Jordanu
Pochodzący z Bordeaux pielgrzym do Ziemi Świętej około 333 roku zanotował: „Od Jordanu, gdzie Pan został ochrzczony, jest tu zaledwie pięć mil. Jest miejsce na brzegu Jordanu, niewielkie wzgórze, z którego Eliasz został wzięty do nieba”. Rzymskie pięć mil to około 7 km. Pielgrzym wspomina o kościele wybudowanym w tym miejscu i wyraźnie zaznacza, że ma na myśli wschodni brzeg Jordanu. Podobnym echem brzmi anonimowy tekst o św. Helenie, matce cesarza Konstantyna, o której mówi się, że „dotarła do rzeki, w której nasz Chrystus i Bóg był ochrzczony dla naszego zbawienia i kiedy przekroczyła Jordan i dotarła do groty, w której żył poprzednik Pański, zdecydowała o budowie kościoła pod imieniem Jana Chrzciciela”.
Dokładnie w tym miejscu wołał niegdyś Jan Chrzciciel: „Ja chrzciłem was wodą” (Mk 1,8). Już pierwsze zdania Biblii nierozerwalnie wiążą wodę z obecnością Boga. Autor natchniony stwierdza przecież, że Duch Boży unosił się ponad wodami. Ta konstatacja wytycza ogólną zasadę, według której symbol wody wskazuje na Boże działanie. Jest to zresztą zupełnie zrozumiałe w krajach o suchym klimacie, a takim była przecież Ziemia Obiecana. Dla mieszkańców krajów targanych suszą i upałami woda oznacza życie. A Dawcą życia jest przecież Bóg. W naturalny więc sposób łączono wodę z Bożą obecnością.
Swą publiczną działalność Jan Chrzciciel rozpoczął głoszeniem potrzeby nawrócenia i udzielaniem chrztu w wodach Jordanu. Orędzie swe motywował bliskością królestwa Bożego i rychłym nadejściem „większego od siebie”, który udzielał będzie chrztu Duchem Świętym. W ten sposób chrzest w Jordanie stał się symbolem nawrócenia i zapowiedzią chrztu chrześcijan. Woda to oczyszczenie. Woda to ocalenie. Woda to życie. Indyjscy Indianie, szukając najczystszych źródeł wody, wspinali się wciąż w górę. A gdy je znaleźli, klękali przed źródłem, by ugasić pragnienie. A na tym przecież polega nasze życie: by wspinać się wciąż wyżej i klękać przed źródłem.
Egzorcysta pogan
Chrzest Jezusa budził zakłopotanie od samych początków istnienia Kościoła. I nie mam tu na myśli Ojców Kościoła, czyli chrześcijańskich pisarzy pierwszych wieków. Wydarzenie, które rozegrało się nad wodami Jordanu, sprawiało kłopot nawet ewangelistom: „W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie” (Mk 1,9).
Skoro Jan udzielał chrztu nawrócenia, dziwnym wydaje się fakt, że Jezus, który był bezgrzeszny i nawrócenia nie potrzebował, przyjął chrzest z jego rąk. Chrzest nawrócenia udzielony bezgrzesznemu Jezusowi? Może dlatego Marek opisuje to wydarzenie bardzo krótko, bo zaledwie w trzech wierszach, Mateusz zauważa, że to Jan Chrzciciel czuł się niegodny, by zanurzyć Jezusa w wodach Jordanu, Łukasz nie wspomina o tym, kto ochrzcił Jezusa, natomiast Jan w ogóle pomija opis samego chrztu. Dlaczego więc Jezus przyjął chrzest? Narzucająca się teologom odpowiedź jest jednoznaczna: chciał pokazać, jak bardzo chrztu potrzebuje każdy z nas.
Potrzebują go także dzieci. Bardzo poruszyło mnie świadectwo egzorcysty, który wiele lat spędził w Afryce. Zdarzało się, że dwie rodziny pokłóciły się ze sobą. Członkowie jednej z nich szli do czarownika, by ten rzucił urok lub przekleństwo na wrogów. Jeśli urok padał na rodzinę chrześcijańską, dzieci nigdy nie doznawały uszczerbku. Jeśli czary skierowane były przeciw rodzinie pogańskiej, dzieci często zapadały na trudne do zdiagnozowania słabości. Wówczas katolicki misjonarz modlił się o uwolnienie pogańskich dzieci. Najczęściej przynosiło to pozytywny skutek. „Nie potrzeba mi innych dowodów, że chrzest dzieci jest potrzebny – mówił. – Dziecko ochrzczone nie jest w stanie popełnić grzechu śmiertelnego, gdyż nie ma jeszcze pełnej świadomości winy. To oznacza, że od chwili chrztu zawsze mieszka w nim Duch Święty. I dlatego czary nie mają żadnej mocy”. I dodawał: „Kłopot zaczyna się wtedy, gdy ktoś ochrzczony zrywa z Duchem Świętym przez grzech śmiertelny. Wówczas naraża się na działanie złego”.
Trochę jazzu nad Jordanem
Ojca praktycznie nie znał. Jego matka była prostytutką. Jego siostra również. Pieniądze na pierwszy instrument pożyczył od rodziny Karnowskich, prawdopodobnie polskich Żydów, którzy wyemigrowali do Ameryki. Ochrzczony w Nowym Orleanie w kościele Najświętszego Serca Jezusa w 1901 roku, Louis Amstrong całe dzieciństwo spędził w biedzie. Świadomą religijność pozyskał zapewne już w wieku dojrzałym, choć nigdy się z nią nie obnosił.
Nie trzeba być jednak nad wyraz rezolutnym, by dostrzec, jak wielki wpływ na muzykę Amstronga miały niektóre karty Starego Testamentu. Zwłaszcza te mówiące o wyzwoleniu. Wystarczy poczytać tytuły jego utworów. Niemal cały czas życia muzyka to okres, gdy w Stanach Zjednoczonych trwa walka segregacją rasistowską. Utwór „Go down, Moses!”, znany także jako „Let my people go!”, stał się niemal hymnem pewnej generacji walczącej o równouprawnienie Afroamerykanów. Opowiedziana w nim historia wyjścia Izraelitów z Egiptu kończy się nad Jordanem, którego wody rozstępują się przed wędrowcami jak czterdzieści lat wcześniej wody Morza Czerwonego. Izrael suchą nogą wchodzi do Ziemi Obiecanej dawnymi czasy Abrahamowi i jego potomstwu.
Topos Jordanu stał się w dawnym Izraelu symbolem odzyskanej wolności i posiadania na własność ziemi. To właśnie dlatego Jezus brodzi w wodach Jordanu. Swym chrztem zapowiada uwolnienie z niewoli grzechu i obiecuje królestwo Boże tym, którzy w Niego uwierzą. Tym, którzy sercem usłyszą rozlegający się nad wodami Jordanu głos Ojca: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1,11).
Rozmowa z red. Adrianną Sierocińską
Polub stronę na Facebook