Odziany w wielbłądzią sierść prorok znad Jordanu grzmiał: „Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem” (Łk 3,16). Ogień ma dwie cechy: światło i żar. Również ogień Ducha Świętego na dwie cechy: światło prawdy i żar gorliwej miłości. Jezus nazywa przecież Ducha Świętego Duchem prawdy, a Paweł, apostoł z Tarsu, dowodzi, że przez Niego miłość Boża rozlana jest w naszych sercach. By płonął ogień, musi być jedno i drugie – żar i światło. Jedno nie może istnieć bez drugiego.
Zgadzamy się, że chrześcijaństwo odkryło prawdę w Chrystusie, ale czasem brak nam gorliwości i miłości. Mamy światło, ale brak nam żaru. Wokół jednak wielu jest takich, którzy mają żar: gorliwie głoszą swoje poglądy, ale brakuje im prawdy. Ani jedna, ani druga postawa nikogo nie zapali. Nie będzie z tego ognia.
Benedykt XVI w swoim umyśle geniusza dokonywał znakomitych syntez nauczania biblijnego i treści z pism Ojców Kościoła. O Duchu Świętym mówił wielokrotnie. Nazywał Go Tajemnicą i niewysłowionym Darem. Mówił, że jest Mocą, przez którą Chrystus wciąż pozostaje obecny w historii świata i Budowniczym Kościoła na ziemi. Jest siłą jednoczącą chrześcijan i Dawcą nadprzyrodzonych darów. Mnie jednak najbardziej o drżenie przyprawiło ostrzeżenie, które pewnej środy wybrzmiało na placu Świętego Piotra. Papież Benedykt zawołał: „Duch Święty jest ogniem! Kto nie chce się poparzyć, nie powinien się do Niego zbliżać!”.