Na Szetlandach (fot. M. Rosik)
Szaweł w młodym wieku został wysłany z rodzinnego Tarsu w Cylicji do Jerozolimy, by tam pobierać nauki w szkole znakomitego rabbiego Gamaliea I. To właśnie Gamalielowi przypisywane są słowa: „Znajdź sobie nauczyciela, a będziesz się trzymał z dala od spraw wątpliwych”. Jak w każdej rabinackiej szkole, Szaweł dużo czasu poświęcać musiał na kształcenie się w znajomości języka hebrajskiego, by w nim odczytywać i interpretować Torę. Warto zauważyć, że w Tarsie nasz bohater posługiwał się językiem greckim, w Palestynie mówił po aramejsku, natomiast studiował hebrajski. Przypuszczać należy, że nie była mu obca także łacina, gdyż posiadał rzymskie obywatelstwo. Już choćby fakt znajomości trzech lub czterech języków świadczyć może o znacznych możliwościach intelektualnych późniejszego apostoła narodów. Ponieważ szkoła Gamaliela należała do jednego z głównych nurtów faryzeizmu, jej adepci niezwykły nacisk kładli na poznanie i interpretację Prawa Mojżeszowego.
Szaweł został adeptem jerozolimskiej szkoły zapewne jeszcze przed swoją bar micwą, a więc przed ukończeniem trzynastego roku życia. Kto chciał wstąpić w grono faryzeuszy, musiał spełnić pewne wymagania. Mówi o nich talmudyczny traktat Demija: „Ktoś, kto chce zostać członkiem, będzie przyjęty, jeśli dotąd postępował zawsze obyczajnie i ze skromnością; jeśli nie, nie będzie przyjęty, chyba że się zmieni. Rabbi Szymon mówił: Przyjmuje się go i wychowuje. Następnie idzie się dalej i przyjmuje go po złożeniu przez niego przyrzeczenia, że będzie zachowywał czystość rąk. Następnie przechodzi się do etapu dopuszczenia po przyrzeczeniu, że będzie zachowywał przepisy dotyczące czystości” (2,11). Skrupulatny Szaweł dbał nie tylko o czystość rytualną, ale także o czystość swojej religii, skoro zamierzał wyplenić szerzący się w judaizmie zabobon, którym z pewnością była dlań wiara w Chrystusa. Właśnie dlatego „udał się do arcykapłana i poprosił go o listy do synagog w Damaszku, aby mógł uwięzić i przyprowadzić do Jerozolimy mężczyzn i kobiety, zwolenników tej drogi, jeśliby jakich znalazł” (Dz 9,1-2). Swoją drogą takie zachowanie oznaczać mogło brak szacunku wobec własnego mistrza, który przecież wobec chrześcijaństwa przyjął zgoła odmienną postawę. Gdy Sanhedryn stanął murem przeciw apostołom, Gamaliel zabrał głos: „Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich! Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem” (Dz 5,38-39). Niepokorny uczeń Gamaliela był zgoła odmiennego zdania i dlatego opuścił mury Wiecznego Miasta, kierując się na północ, do Damaszku.
W starożytnym Izraelu drogi zaczynały się zawsze w bramach miejskich. Do dziś bramy noszą nazwy miast, do których prowadziła zaczynająca się tam droga. Turyści łatwo odnajdą w Jerozolimie Bramę Damasceńską czy Bramę Jafską. Potężne mury miały przede wszystkim wartość obronną, natomiast w bramach koncentrowało się życie obyczajowe i sądownicze. Opuszczając jerozolimskie mury Szaweł niósł ze sobą listy uwierzytelniające od samego arcykapłana. Oznacza to, że przynajmniej w niektórych kwestiach władza arcykapłana sięgała także poza tereny dawnej Palestyny.
Jerozolimę dzieli od Damaszku około trzystu kilometrów. Bez względu na to, jakim sposobem Szaweł podróżował (z pewnością nie konno, jak chciał Caravaggio, gdyż konnicą posługiwali się w Palestynie jedynie żołnierze rzymscy), miał stosunkowo dużo czasu na rozmyślania. O czym rozmyślał? Nie zdradza nam tego Łukasz, autor Dziejów Apostolskich, ale nietrudno się domyśleć. Mając na uwadze cel swojej podróży, musiał Szaweł myśleć o błędach chrześcijan w interpretacji Biblii, błędach, które sprowadziły ich na manowce.
Łączność z Bogiem osiąga się przez składanie ofiar i przez pełnienie uczynków zapisanych w Prawie – mógł myśleć Szaweł. Jako faryzeusz przyjmował istnienie świata aniołów, czyli duchów posłusznych Bogu, ale także duchów złych. W pewnym schematycznym uproszczeniu można przyjąć, że Izraelici przyjmowali w swych poglądach religijnych swoistą hierarchię bytów. Na jej czele stał oczywiście Bóg, który jest największy i któremu jako Stwórcy podlega wszystko. Niższy szczebel w owej hierarchii przypadał wszelkiego rodzaju istotom duchowym, które autorzy Biblii Hebrajskiej określają terminami „aniołowie”, „archaniołowie”, „cherubini”, „serafini”, czy po prostu „duchy”, a które Paweł określa terminami: „Trony”, „Panowania”, „Zwierzchności”, „Władze”. Wszystkie one, zarówno „dobre”, jak i „złe” duchy, są silniejsze od człowieka, który stoi na najniższym szczeblu hierarchii istot duchowych. Tylko poprzez absolutną wierność Prawu można przechytrzyć złe istoty duchowe, które sprzeniewierzyły się Bogu i do sprzeniewierzenia chcą doprowadzić także ludzi. Te nieczyste istoty prowadzą człowieka do upadku, do grzechu. Każdy Izraelita pragnął zyskać subiektywną świadomość odpuszczenia grzechów, gdy co roku w Dzień Pojednania przybywał do świątyni, by uczestniczyć w rytuale przebaczenia. Wyznając na głos swe winy i prosząc Boga o przebaczenie, miał nadzieję uzyskania odpuszczenia. Zdawał sobie jednak sprawę, że niezwykle trudne będzie zachowanie wszystkich przepisów Prawa w przyszłości, a przecież tylko takie postępowanie zapewnić mu może przystęp do Boga. Jedyną więc nadzieją pozostawało jak najbardziej skrupulatne przestrzeganie Prawa i nadzieja na to, że Bóg daruje ewentualne niedociągnięcia w tym względzie. Innymi słowy, chodziło o to, by poprzez zachowanie uczynków Prawa pokonać moce ciemności i zaskarbić sobie Bożą przychylność.
Być może takie właśnie rozmyślania przerwało Szawłowi (poza Palestyną po grecku zwanemu Pawłem) pojawienie się zupełnie niespodziewanego zjawiska: „Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba” (Dz 9,3). Pytanie „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” musiało okazać się szokujące nie tylko przez sam fakt, iż dowodzi ono, że Jezus rzeczywiście żyje, ale również dlatego, że ten właśnie Jezus utożsamia się z Kościołem! Szaweł prześladował Kościół, nie Chrystusa, który w jego przekonaniu leżał w grobie! Tymczasem okazuje się, że cios wymierzony w stronę Kościoła uderza samego Chrystusa.
Dialog pomiędzy Chrystusem a Szawłem jest niezwykle krótki, wręcz lakoniczny. Jak na faryzeusza przystało, na Jezusowe pytanie o prześladowanie Szaweł odpowiada pytaniem: „Kto jesteś, Panie?” (Dz 9,5), po czym Jezus odsłania swą tożsamość i nakazuje udać się do Damaszku, by tam dowiedzieć się, co dalej. Wydarzenie, które odmieniło całe życie późniejszego apostoła trwało zaledwie kilka sekund! Kilka sekund, które wstrząsnęły Szawłem bardziej niż ziemia drżąca pod stopami!
Wśród egzegetów toczy się dyskusja, co do natury „spotkania” Pawła z Chrystusem zmartwychwstałym. Termin „spotkanie” świadomie używamy w cudzysłowie, gdyż dyskusja dotyczy właśnie tego, czy była to w sensie ścisłym chrystofania, czy raczej ekstatyczna wizja, czy może jeszcze inne zjawisko. Chrystofanią jest ukazanie się Chrystusa zmartwychwstałego swoim uczniom w takim sensie, że mogą oni z Nim rozmawiać, dotykać Go, spożywać z Nim posiłek czy przyjmować polecenia i pouczenia. Zasadniczo opisy chrystofanii zawarte zostały w Ewangeliach. Opis chrystofanii pojawia się także w Dziejach Apostolskich, gdy mowa jest o wniebowstąpieniu. Powtórzmy więc raz jeszcze: w sensie ścisłym poprzez chrystofanię należy rozumieć ukazanie się Chrystusa po zmartwychwstaniu aż do wniebowstąpienia. Przy przyjęciu takiej definicji chrystofanii staje się jasne, że doświadczeniem Pawła było widzenie Chrystusa, mistyczna wizja podobna w swej naturze do tej, jaką otrzymali trzej apostołowie na górze przemienienia. Zauważyć jednak trzeba, że choć było to rzeczywiście „widzenie”, czyli ekstatyczna wizja, Paweł stawia ją na równi z chrystofaniami: „Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem: i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemupłodowi” (1Kor 15,3-8). W tym właśnie widzeniu, dla Pawła równoznacznym z chrystofanią, zakotwiczona jest jego apostolska posługa: „Czyż nie jestem apostołem? Czy nie widziałem Jezusa, Pana naszego?” (1Kor 9,1).