Talenty i obraz Boga (Mt 25, 14-30)

Przypowieść o talentach podkreśla konieczność aktywnego oczekiwania na przyjście Pana. Dziś należy ją interpretować przede wszystkim z nachyleniem egzystencjalnym. Jezus stwierdza bowiem, że sługa, który otrzymał jeden talent schował go, gdyż motywowany był strachem: „Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się, poszedłem więc i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” (Mt 25,24-25). W myśli biblijnej

„strach to nic innego, jak zdradziecka odmowa pomocy ze strony rozumowania” (Mdr 17,11).

Strach paraliżuje logiczne myślenie. Jeśli w osobie pana z przypowieści widzieć należy samego Boga; wówczas okazuje się, że strach przed Bogiem prowadzi do niewłaściwej wobec Niego postawy. Bardzo często jest to strach przed ryzykiem. Ryzyko to wiąże się z pełnieniem woli Boga. Nieuzasadniony strach przed Bogiem wynika często z niewłaściwego obrazu Boga, jaki ktoś nosi w sobie. Bardzo często taki człowiek nie podejmując żadnego ryzyka stara się kontrolować wszystko w wokół. Sądzi, że w ten sposób uda mu się zachować to, co zdobył czy osiągnął. Tymczasem takie rozumowanie, w myśl przypowieści Jezusa, okazuje się fałszywe, pan w przypowieści mówi bowiem: „Odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma” (Mt 25,28-29). Niewłaściwy obraz Boga ma także jeszcze jedną konsekwencję: prowadzi do zafałszowanego obrazu samego siebie. Bardzo często człowiek, który posiada niewłaściwy obraz samego siebie, kieruje się w swoim życiu skrupułami. Pojawiają się one tam, gdzie wcale ich być nie powinno. Bo gdy ktoś patrzy na Boga przede wszystkim, jako na sędziego, który jedynie czeka na ludzkie potknięcia, by skrupulatnie z nich rozliczyć, wówczas łatwo potępiać samego siebie. Najdrobniejsze uchybienia urastają wtedy do miary wielkich przewinień. Człowiek taki często pilnuje się przed tym, by nie popełniać zła, zamiast koncentrować się na czynieniu dobra. Tak więc Jezusowa przypowieść jest wezwaniem, by całym sercem zaangażować się w czynienie tego, co dobre.

Podsumowując należy stwierdzić, że dwaj przypowieściowi słudzy pomnożyli otrzymany dar, trzeci natomiast zakopał go w ziemi. Sługa ten symbolizuje ludzi, którzy na dźwięk słowa „Bóg” stają na baczność, ludzi, którzy noszą w swym sercu obraz Boga sędziego, który czeka na ludzkie potknięcia. Dla takich osób religia jest instytucją przepisów, praw, nakazów i zakazów, a nie ma w niej miejsca na szczęście, miłość, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa. Inaczej widzieli swojego Pana słudzy, którzy obracali powierzonymi im talentami; mogli odzyskać je z zyskiem, gdyż nie bali się ryzyka. Wiedzieli również, że mogą zaufać swojemu panu i że za zaufanie czeka ich nagroda. Dlatego symbolizują ludzi, którzy patrzą na Boga jako na miłosiernego Ojca.

Przypowieść rysuje przed nami obraz Boga, jaki ludzie mogą nosić w swoich sercach. Warto więc postawić sobie pytanie: jaki obraz Boga w sercu nosi każdy z nas? Jeśli ktoś pod słowem Bóg rozumie jedynie absolut, pewną doskonałą moc, ogromną siłę czy bezosobową energię, wówczas trudno mu będzie doświadczyć miłości Boga. Miłość bowiem istnieje tylko pomiędzy osobami. Jeśli ktoś uznaje, że Bóg jest osobą, ale widzi Go przede wszystkim jako sędziego, który zasiada na swym tronie, aby sądzić ludzkie czyny i skrupulatnie rozliczać z każdego popełnionego zła wymierzając karę, również i jemu trudno będzie doświadczyć miłości Boga. Jeśli natomiast ktoś z wiarą przyjmuje twierdzenie, że Bóg jest miłością, jednak nie doświadczył miłości od ludzi, nie czuł się kochany przez rodziców, krewnych, przyjaciół, może mieć problem z odkryciem miłości Boga. Będzie mu się wydawała czysto teoretyczna i zbyt abstrakcyjna. Kto jednak przyjmuje twierdzenie, iż Bóg jest miłością, i doświadczył miłości od ludzi, ale nie nawiązał kontaktu z Bogiem, nie otworzył przed Nim swojego serca, nie wszedł w osobistą z Nim relację, wówczas stwierdzenie to pozostanie prawdą w jego intelekcie, wcale jednak nie odmieni jego serca. Dlatego właśnie każdy wezwany jest do nawiązania osobistej więzi z Bogiem, więzi intymnej i głębokiej, takiej, o jakiej mówił Jezus w księdze Apokalipsy:

„Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli kto usłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał” (Ap 3,20).

Dwaj słudzy z przypowieści zapragnęli pomnożyć swój dar i przynieść kolejne dobra swojemu panu, rzucili się więc w wir działania. Trzeci sługa bał się stracić to, co otrzymał; przybrał postawę bardzo zachowawczą, obronną. Relacja chrześcijanina z Bogiem może być więc motywowana dwojako: albo przez miłość albo przez strach. Jeśli człowiek kieruje się miłością, ma szansę rozwinąć swoje talenty, które Bóg złożył w jego sercu. Jeśli człowiek motywowany jest przez strach, trudno mu będzie rozwinąć swoje talenty. Tak właśnie postąpił sługa, który bał się ryzyka i ukrył swój dar w ziemi.

Polub stronę na Facebook