Duch Pocieszyciel
Zauroczony nauką Jezusa o Duchu Pocieszycielu, św. Leon Wielki pisał:
„Przez chrzest stałeś się przybytkiem Ducha Świętego, nie wypędzaj Go więc z twego serca przez niegodne życie, nie oddawaj się ponownie w niewolę szatana, bo twoją ceną jest Krew Chrystusa”.
Nawiązywał tu do Jezusowej zapowiedzi: „A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (J 14,16). Swoiście naukę o Duchu Pocieszycielu zinterpretowali średniowieczni katarzy. Odrzuciwszy chrzest udzielany w Kościele katolickim uznali, że właściwego chrztu udziela się przez nałożenie rąk i wspólną modlitwę. Był to tak zwany obrzęd consolamentum, zwany przez nich także „chrztem w Duchu Świętym”. Twierdzili, że podczas obrzędu kandydat otrzymuje dwa dary: odpuszczenie grzechów i ducha pocieszyciela. Ów duch pocieszyciel nie jest jednak tożsamy z Duchem Świętym. Jest Bożym stworzeniem danym chrześcijanom, by ich prowadził i napominał.
Tymczasem na Jezusową obietnic Ducha Pocieszyciela należy popatrzeć przez pryzmat Jego życia. Kiedy Jezus się modlił, otworzyło się niebo i zstąpił na Niego Duch Święty w postaci gołębicy i niczym grzmot rozległ się z nieba głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Łk 3,22). Niedługo po tym wydarzeniu Jezus rozpoczął swoją publiczną działalność: głosił ewangelię o królestwie Bożym i potwierdzał tę naukę licznymi cudami i znakami. Analogiczne wydarzenie miało miejsce w życiu uczniów Jezusa. Kiedy się modlili w sali na górze dziesięć dni po wstąpieniu Pana do nieba, Duch Święty zstąpił na nich w postaci języków ognistych. Tak rozpoczęła się ich publiczna działalność. Można przypuszczać, że byli zszokowani działaniem Boga: uderzenie gwałtownego wichru, języki ognia nad ich głowami i wreszcie dar mowy w obcych językach. Niewątpliwie jednak największy przełom nastąpił w ich sercach. Wystąpili z całą odwagą głosząc ewangelię, która w ich ustach stała się ową „nauką z mocą” (Mk 1,27) równie skuteczną jak w wydaniu ich Mistrza. Ich posłannictwo również Bóg potwierdzał cudami i znakami.
Wierzący w Chrystusa otrzymują Ducha Świętego przede wszystkim w sakramencie chrztu i bierzmowania. Wśród wielu chrześcijan rodzi się pragnienie szczególnie głębokiego przeżycia wiary. Jest to głód Ducha, głód życia w ciągłej bliskości Boga, głód tego, co tak cudownie odmieniło zatrwożonych uczniów Jezusa w odważnych świadków Jego zmartwychwstania. Wyraża on potrzebę, a jednocześnie wołanie ku Bogu, aby sakramenty chrztu i bierzmowania zajaśniały pełnym blaskiem w całym życiu człowieka, aby dar Ducha Świętego mógł przynieść trwałe owoce.
Papież o swym nawróceniu
Papież Franciszek podczas konferencji prasowej 28 lipca 2013 roku na pytanie jednego z dziennikarzy o Ruch Odnowy w Duchu Świętym odpowiedział:
„Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nie mogłem na nich patrzeć. Kiedyś powiedziałem o nich takie zdanie: Oni mylą celebrację liturgiczną ze szkołą samby! Tak powiedziałem. Później się nawróciłem, poznałem ich lepiej. A teraz uważam, że ruch ten czyni wiele dobrego dla Kościoła w ogóle. W Buenos Aires odprawiałem dla nich wszystkich Mszę Świętą w katedrze. Zawsze im sprzyjałem, odkąd się nawróciłem, odkąd dostrzegłem czynione przez nich dobro”.
Dlaczego Franciszek mógł „nawrócić się” na Odnowę? W Argentynie wszystko zaczęło się w 1952 roku. Niejaki Tommy Hicks, charyzmatyk z Florydy, modlił się w swoim domu i ujrzał w wizji mapę Ameryki Południowej. Na mapie widać było pole z dojrzałym zbożem, gotowym do żniwa. Hicks ujrzał, jak kłosy zamieniają się w postacie mężczyzn i kobiet. Po pewnym czasie wyciągnęli ręce do niebios i zawołali: „Przyjedź i pomóż nam!”. Tommy nie powiedział nikomu o tym widzeniu. Miesiąc później na spotkaniu modlitewnym pewna kobieta wskazała na niego palcem i powtórzyła co do joty całe przesłanie, prosząc, by poddał się Bożemu prowadzeniu. Stało się jasne, że powinien lecieć do Argentyny. Gdy wsiadł do samolotu, w jego umyśle pojawiło się słowo „Peron”. Nie wiedział, co ono oznacza. Zapytał stewardessę. Odpowiedziała, że to prezydent Argentyny. Amerykanin zrozumiał, że powinien z nim porozmawiać. Wszyscy mu odradzali. Minister Spraw Religii odpowiedział: „Prezydent pana nie przyjmie”. Ale właśnie wtedy do biura wszedł sekretarz ministra. Miał siną nogę i kulał. Hicks rzekł: „Proszę pozwolić, że się pomodlę”. Noga natychmiast została uzdrowiona. Sekretarz zaprowadził gościa do Perona. Prezydent udostępnił stadiony na spotkania ewangelizacyjne. Hicks uzyskał także darmowy dostęp do radia i telewizji. Tak rozpoczęło się w Argentynie przebudzenie, z którego narodziła się tamtejsza Odnowa w Duchu Świętym.
Jak widać, Jezusowa modlitwa okazała się niezwykle skuteczna! Mówił o niej apostołom: „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby był z wami na zawsze – Ducha Prawdy” (J 14,16).
Pascala Pingault przypadek szczególny
Pascal Pingault był niegdyś człowiekiem z marginesu. Świadomą decyzją zerwał swe więzy z Kościołem i rozpoczął życie wśród narkomanów, alkoholików, wagabundów. Pasjonował się religiami Wschodu. Pewnego dnia spotkał przyjaciół, którzy przeżyli radykalne nawrócenia. Chcąc sprawdzić, czy ich przeżycie jest autentyczne, udał się za ich radą do wspólnoty Małych Braci Ewangelii Karola de Foucauld. Życie braci koncentruje się wokół Eucharystii.
Pingault tak wspomina tamten pobyt:
„Nigdy nie widziałem wystawionego Najświętszego Sakramentu, nie brałem udziału w żadnej adoracji, nigdy nie widziałem procesji. Wyrosłem w okresie, kiedy niezbyt praktykowano takie rzeczy, więc nic nie wiedziałem o kulcie Najświętszego Sakramentu. Razem z braćmi pochyliłem się do ziemi, po czym zastygłem, nie tyle z przeżyć mistycznych, co ze zdziwienia wobec tej praktyki. W chwili, w której się wyprostowałem, dane mi było ujrzeć oblicze Chrystusa, ukrytego pod postacią Chleba Eucharystycznego. Bardzo krótko, ale na tyle przejrzyście, bym sobie zdał sprawę, że to naprawdę On żywy, żyjący w tym Chlebie. Mój katolicyzm pochodzi z tej jednej chwili; stałem się do głębi katolikiem, już bez żadnych oporów”.
Po niedługim czasie Pascal Pingault stał się założycielem francuskiej wspólnoty charyzmatycznej o charakterze monastycznym. Nosi nazwę „Chleb życia”. Wystarczył jeden moment, by zmieniło się całe życie młodego buntownika, jakim wcześniej był Pignault. Wystarczył jeden przebłysk prawdy, by dokonała się duchowa rewolucja. By spełniły się słowa Jezusa:
„Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna; ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie”(J 14,16-17).
Błogosławiony konwertyta
Miał czterdzieści cztery lata, gdy w Littlemore, w Anglii, odwiedził go katolicki kapłan. Był nim o. Dominik Barberi, od 1963 r. błogosławiony Kościoła. Po trwającej wiele godzin spowiedzi anglikański duchowny John Henry Newman, bo o nim mowa, został przyjęty do Kościoła katolickiego. Konwersja Newmana wstrząsnęła całą wiktoriańską Anglią. Konserwatyści nazwali go „sługą rzymskiego antychrysta”. Nieliczni bronili jego dobrego imienia. Zaraz po konwersji Newmana ukazała się powstała w Littlemore książka „O rozwoju doktryny chrześcijańskiej”. Stwierdzał w niej, że depozyt wiary apostolskiej został zachowany w nienaruszonym kształcie w Kościele katolickim. Newman nigdy nie żałował decyzji o konwersji. Po latach pisał, że jego nawrócenie
„było jak wpłynięcie do portu po żegludze przez burzliwe morze, a radość z tego faktu trwa do dzisiaj niczym niezmącona”.
Zrezygnował z wszystkich funkcji, jakie pełnił w Kościele w Anglii i udał się do Rzymu. W 1847 r. przyjął święcenia kapłańskie w Kościele katolickim. Wstąpił do oratorianów założonych przez św. Filipa Nereusza, potem wrócił do Anglii i zamieszkał w Birmingham, poświęcając się duszpasterstwu, pracy pisarskiej oraz filozofii. Zmarł w 1890 r. pozostawiając dużą spuściznę teologiczną i filozoficzną. Prawie sto lat po śmierci archidiecezja Birmingham rozpoczęła proces beatyfikacyjny kard. Newmana. W 2010 r. papież Benedykt XVI ogłosił go błogosławionym. W Parochial and Plain Sermons bł. Newman pisał, że
Duch Święty poprzez wiarę sprawia, że Chrystus zamieszkuje w sercu. Zatem Duch nie zajmuje miejsca Chrystusa w duszy, lecz zapewnia to miejsce Chrystusowi. Duch Święty zgadza się przyjść do nas, aby za jego pośrednictwem – nie według ciała, czy w sposób widzialny – mógł przyjść do nas Chrystus. Dlatego jest równocześnie obecny i nieobecny; nieobecny, ponieważ opuścił ziemię, obecny, albowiem nie opuścił wiernej duszy; i tak jak sam stwierdził: „Świat nie będzie już mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie” (J 14,19).
Chrystus dotrzymał obietnicy, nie zostawił nas sierotami, ale aby dostrzec Jego obecność, musimy wciąż otwierać oczy wiary.
Polub stronę na Facebook