Cudowny zapach kawy unosił się nad biurkiem. Korzystając z chwili przerwy, pastor sięgnął po magazyn Life. Przewracając kolejną stronę, podziękował w myślach Bogu za kochającą żonę Gwen, która początkowo w ogóle nie miała zamiaru zostać w Philipsburghu. Nic dziwnego. Gdy przypadkiem otworzyła szufladę biurka na plebanii, w której mieli zamieszkać, ukazało się jej oczom całkiem dostojne stado czarnych tłustych karaluchów! Gwen z krzykiem wybiegła z budynku. W niedługim czasie plebanię doprowadzono do stanu, który umożliwiał zamieszkanie, natomiast wspólnota wiernych okazała się całkiem przyjazna. Rozmyślając nad tym, David zerknął na fotografię w magazynie. Przedstawiała salę sądową. Właściwie nie była to fotografia, a rysunek zrobiony na jej podstawie. Na twarzy sądzonego młodego chłopaka gościło takie zagubienie i rozpacz, że w oczach Davida pojawiły się łzy. „To chyba od pary unoszącej się nad kawą” – pomyślał. I wtedy przyszła mu do głowy ta zupełnie nieoczekiwana myśl: „Jedź do Nowego Jorku i pomóż tym chłopcom”. Pastor zaśmiał się w duchu…

Chyba nikomu, kto od jakiegoś czasu związany jest z ruchem charyzmatycznym, nie trzeba opowiadać historii pastora Davida Wilkersona. Niemal wszyscy także znają jego książkę Krzyż i sztylet. Nie wszyscy jednak wiedzą, jak wielką rolę w jego służbie odegrał dar modlitwy w językach. Zanim oddamy mu głos w tej kwestii, przybliżmy młodszym czytelnikom jego postać.

Urodził się w stanie Indiana w 1931 roku. Również jego dziadek i ojciec byli pastorami, a o domu swego dzieciństwa mawiał, że był „pełen Biblii”. Po ukończeniu Central Bible College w Springfield został ordynowany na duchownego. Do czasu gdy zobaczył przyciągający jego uwagę rysunek w Life, przez pięć lat mieszkał z poślubioną w 1953 roku Gwen właśnie w Philipsburghu. A potem wszystko się zmieniło…

— Wysoki Sądzie! Wysoki Sądzie, czy pozwoli mi pan przemówić do oskarżonych?

Niemal cudem udało się Davidowi dostać do sali sądowej, w której kilku członków gangu „Smoki” sądzono właśnie za morderstwo pierwszego stopnia. Gdy tylko wypowiedział te słowa, natychmiast dopadli go strażnicy. Chwycili go za ręce, wykręcili je i siłą ciągnęli na korytarz. Zabłysły światła fleszy. Na korytarzu strażnik wrzasnął:

— Gdzie masz pistolet?

— Nie mam broni – odpowiedział przestraszony pastor.

— To co chowasz pod marynarką?

— To moja Biblia.

— Wstydzi się jej pan, pastorze? – zapytał na głos któryś z dziennikarzy. Nie wiedząc o co chodzi, David wyciągnął Biblię przed siebie. Następnego dnia cały Nowy Jork znał już pastora wymachującego Biblią przed sędzią mającym skazać członków gangu. I tak rozpoczęła się służba Wilkersona na ulicach pośród gangów i narkomanów.

Gangi składały się z nastolatków, często bezdomnych, którzy identyfikowali się z grupą, by chronić własne życie. Uzależnieni od narkotyków, seksu i alkoholu, zajmowali którąś z suteren lub piwnic. Wyznaczali sobie konkretny teren w dzielnicy miasta. Gdy członek innego gangu wchodził na ten obszar, rozpoczynały się wojny gangów, niejednokrotnie kończące się zabójstwami. Codziennością była marihuana, heroina, kradziony alkohol, rozboje, napady na przechodniów, rabunek kas sklepowych, rozbijanie witryn i samochodów… Nowojorska policja w latach sześćdziesiątych z trudem dawała sobie radę z gangami. Właśnie na taki teren wkroczył David Wilkerson.

Najtrudniejsze były początki. Właściwie bez pieniędzy Wilkerson musiał znaleźć jakieś lokum. Nie było łatwo o mieszkanie. Dlatego przez kilka miesięcy pastor przyjeżdżał z Philipsburgha, będąc w podróży niemal całą noc. Później w ciągu dnia wędrował ulicami miasta i podchodził do grup młodzieży, aby porozmawiać. Mówił im o Jezusie. Mówił o Jego bezgranicznej i absolutnie bezinteresownej miłości. Mówił, że Jezus oddał życie za każdego z nich.

Członkowie gangów patrzyli na Wilkersona niczym na przybysza z obcej planety. „Masz na myśli taką miłość?” – powiedziała jedna z dziewczyn, rozpinając bluzkę i ukazując nagie piersi. Pewien pełen nienawiści chłopak wyjął nóż i przystawił go do gardła pastorowi. „Choćbyś pociął mnie na kawałki i rozrzucił po ulicy, każdy z tych kawałków będzie cię kochał” – odpowiedział nie bez lęku uliczny kaznodzieja. Pewnego razu przysiadł na schodach obok głodnego nastolatka. Gdy zaczął mówić o Jezusie, usłyszał tylko stek przekleństw i coś w stylu: „Łatwo ci mówić, bo masz co jeść i w co się ubrać. Siedzisz tu w nowych butach i opowiadasz te swoje brednie. Ja nigdy w życiu nie widziałem nawet takich butów”. Pastor Wilkerson zdjął je z nóg i kazał chłopakowi przymierzyć. A potem szedł kilkaset metrów w skarpetkach do swego samochodu, wyśmiewany przez przechodniów. Po takich przeżyciach wsiadał do auta i znów całą noc jechał do domu. Skonany docierał nad ranem, a przecież trzeba było podjąć zwykłe obowiązki w parafii.

Wciąż modlił się, myśląc o metropolii: „Panie, jeśli mam w tym mieście do wykonania jakąś pracę, pokaż mi, na czym ma ona polegać”. Podczas jednej z kolejnych wizyt pośród gangów pewna prostytutka powiedziała mu: „Jeśli chcesz poznać Nowy Jork od najgorszej strony, po prostu przejedź przez Brukliński Most”. Wilkerson nie był pewien, czy chce poznać miasto od najgorszej strony. Gdy jednak znalazł się pośród ziejących nienawiścią, przestraszonych i totalnie zagubionych Portorykańczyków, czarnoskórych i białych bezdomnych nastolatków wciąż zabijających się nawzajem, klamka zapadła. David Wilkerson postanowił przenieść się na stałe do Wielkiego Jabłka.

Szedł właśnie ulicą do latynoskiej części Harlemu, gdy usłyszał kościelną pieśń dobiegającą z okien budynku. Wszedł na pierwsze piętro. W sercu tej dzielnicy śmierci jedno pomieszczenie przekształcono w salę modlitewną. David wszedł tam i cicho zapukał. Po chwili jakaś kobieta nieśmiało uchyliła drzwi. Gdy zobaczyła przez szparę jego twarz, krzyknęła:

– To David, pastor, którego wyrzucono z sądu!

Wszystkie twarze zwróciły się ku niemu. Byli to członkowie hiszpańskiego centrum misyjnego. Rozpromienieni mówili: „Cały czas modliliśmy się za pana!” To właśnie u jednej z rodzin należących do tego zboru David Wilkerson znalazł niewielki pokój, gdzie chwilowo mógł się zatrzymać, zanim nie zorganizuje sobie wynajmu mieszkania.

Kolejne miesiące nie były łatwe. Trzeba było przekonać członków rady parafialnej w Philipsburghu, że Bóg rzeczywiście wzywa go do pracy z młodzieżą w Nowym Jorku. Trzeba było zamknąć wszystkie otwarte sprawy, dokończyć inwestycje bądź przygotować je na tyle, by mógł je przejąć nowy pastor. Jednak przede wszystkim trzeba było przekonać Gwen. Ta za nic nie chciała wyprowadzić się z niewielkiego miasteczka. Polubiła to miejsce. Polubiła wzgórza i zachody słońca nad nimi. Pokochała tych ludzi, ich życzliwość i poczucie humoru. Czuła się bezpieczna. No i spodziewała się kolejnego dziecka.

Była jesień 1958 roku. Przeprowadzce towarzyszyły łzy, ale także pełne ufności modlitwy. Już wtedy żywy był pomysł założenia Misji Teen Challenge, która miałaby pomagać młodzieży, uzależnionej od narkotyków i innych toksycznych środków, wyjść na wolność. Wilkersonowie znaleźli niewielkie mieszkanie na Staten Island, skąd David miał niemal codziennie udawać się promem na ląd do siedziby nowopowstałej organizacji. Jej pierwotna nazwa brzmiała Teen-Age Evangelism, a miejsce znaleziono przy Alei Zwycięstwa 1865. Wbrew nazwie trzy zniszczone pomieszczenia ze zwycięstwem się nie kojarzyły. Nie trzeba było długo czekać, aby te trzy pokoje zapełniły się młodymi ludźmi, którzy wyrwani z gangów potrzebowali także uwolnienia ze szponów nałogu. I tak rozpoczął się nowy rozdział w życiu pastora Davida Wilkersona i jego rodziny. To właśnie wtedy dar języków okazał się niezwykle istotnym czynnikiem w skuteczności nowej służby.

Przez wiele lat Wilkerson dojeżdżał do pracy promem ze Staten Island na Manhattan. Podróż trwa dwie i pół godziny. Już ona sama była bardzo męcząca, nie wspominając o całym dniu pracy, który właśnie się rozpoczynał. Rozmowy z narkomanami, przekonywanie prostytutek, narażanie życia wśród małoletnich przestępców, ciągłe problemy finansowe. David opracował sobie dokładnie czas podróży promowej. Najpierw ogarniał myślą wszystko to, co dobre w jego życiu i zaczynał dziękować Bogu za Jego błogosławieństwa po angielsku. Uświadamiał sobie, że Bóg troszczy się o niego, że daje mu siłę i działa przez jego ręce. Dziękował za każdego człowieka, który przez jego posługę otworzył serce dla Chrystusa. I wtedy osiągał punkt, w którym zarzucał modlitwę myślną i zaczynał modlić się w duchu. Wypowiadał słowa w nieznanym języku. Wysławiał Boga tak długo, aż został całkowicie ogarnięty Jego obecnością. Niemal namacalnie odczuwał to, o czym pisał psalmista: „Ogarniasz mnie zewsząd i kładziesz na mnie swą rękę”. Gdy prom przybijał do brzegów Manhattanu, David czuł się wypoczęty i zdolny stawić czoło każdemu zadaniu, które go czeka. Dokonywała się w nim przemiana, odświeżenie sił, wewnętrzne wzmocnienie. Gdyby nie modlitwa językami – twierdził pastor Wilkerson – tak długa i męcząca podróż odbywana niemal każdego dnia rzucałaby się cieniem na jego pracę.

Św. Paweł w korespondencji z Koryntianami, mówiąc o darze języków, powołuje się na fragment proroctwa Izajasza. Bóg mówił przez niego: „Zaprawdę, wargami jąkałów i językiem obcym przemawiać będzie to tego ludu” (Iz 28,11). Wielu egzegetów, zaglądając do kontekstu tego wiersza Biblii, przytacza także kolejne zdanie, w którym czytamy: „Teraz odpoczynek! Dajcie wytchnąć strudzonemu!” Wyciągają stąd wniosek, że kto mówi językami, ten znajdzie odpoczynek i wytchnienie. Choć taka egzegeza budzi pewne zastrzeżenia z punktu widzenia metodologicznego, to jednak w przypadku pastora Davida Wilkersona sprawdza się znakomicie. Modląc się codziennie godzinami w językach, odnajdował w sobie nowe siły i niespożytą energię do znoszenia i przezwyciężania trudów swej pracy.

Dziś założona przez niego organizacja Teen Challenge posiada około dwustu pięćdziesięciu ośrodków w osiemdziesięciu krajach. Kilka z nich wybudowano w Polsce, między innymi w Broczynie oraz Łękini. Statystki pokazują, że niemal osiemdziesiąt procent narkomanów, którzy tam trafiają, wychodzi z nałogu. Programy państwowe zerwania z uzależnieniem gwarantują maksymalnie piętnaście procent wyleczeń.

Organizacja Teen Challenge działa także w Polsce