Wniebowstąpienie Pańskie roku C

Ten sam cel

Przenieśmy się oczyma wyobraźni na miejsce, w którym niczym w sensacyjnym filmie rozgrywa się scena opisana dwukrotnie w dzisiejszych czytaniach: Jezus unosi się ponad głowy apostołów, by wstąpić do Ojca. Droga szabatowa w tradycji żydowskiej to około 1800 metrów. Właśnie w takiej odległości od murów starej części Jerozolimy, na stokach Góry Oliwnej, położony jest meczet upamiętniający wniebowstąpienie Chrystusa.

Dlaczego meczet? Początkowo stał tu kościół, wybudowany już w IV wieku. Z tego okresu zachowały się świadectwa sprawowanych tu uroczystości liturgicznych. Kościół przebudowali krzyżowcy. Jednak w 1187 roku budynek został zamieniony przez Saladyna na meczet. I tak pozostało po dziś dzień. Jedynie raz w roku, w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, franciszkanie sprawują liturgię w tym skromnym w gruncie rzeczy miejscu modłów. Sprawują liturgię, by wskazać na niebo – cel misji Jezusa i cel naszej drogi wiary.

Jezusowa odyseja do nieba

Przypisywana Homerowi Odyseja powstała w VIII w. przed Chr. Łukasz pisał kilkadziesiąt lat po zmartwychwstaniu Chrystusa. Homer w swoim geniuszu fabułę poematu zakuł w kształty heksametru. Ewangelista z Antiochii pisał wyszukaną nieco, aczkolwiek zrozumiałą prozą. Odyseja składa się z dwudziestu czterech części, dzieło Łukasza natomiast podzielone zostało na dwadzieścia cztery rozdziały. Ta ostatnia zbieżność to oczywiście zwykły przypadek. Jednak raczej przypadkiem nie jest fakt, iż Łukaszowa Ewangelia rozpoczyna się i kończy w świątyni jerozolimskiej.

Podobnie jak wędrówka mitycznego Odyseusza rozpoczyna się i kończy na Itace. Homer sięgnął po znany później w literaturze greckiej motyw wędrówki cyklicznej. Akcja narracji rozpoczyna się w tym samym miejscu, w którym się kończy, jednak w toku narracji mają miejsce wydarzenia, które całkowicie odmieniają sytuację początkową. Pierwsza scena dzieła Łukasza to modlitwa Zachariasza w świątyni, podczas której otrzymuje on zapowiedź narodzin poprzednika Chrystusa. Ostatnia scena Ewangelii to modlitwa uczniów Chrystusa, również w świątyni, już po Jego wniebowstąpieniu: „z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni wielbiąc i błogosławiąc Boga” (Łk 24,52-53).

Czyżby Łukasz czytał Homera? Nie wiemy. Wiemy natomiast, że w swym zbawczym planie Bóg również sięgnął po motyw wędrówki cyklicznej. Posłał z niebios na ziemię Jezusa, a gdy Ten w dniu wniebowstąpienia wrócił do Ojca, sytuacja odmieniła się całkowicie – odkupienie stało się faktem! Po spełnieniu swej ziemskiej misji Jezus osiągnął ostateczny cel swego posłannictwa: wrócił do Ojca.

Ponad obłokami

Średniowieczne paraliturgiczne nabożeństwa o wniebowstąpieniu zawierały wymowny moment: przy akompaniamencie śpiewu podnoszono na linie figurę Chrystusa zmartwychwstałego aż pod sklepienie kościoła, a następnie przez otwór wciągano ją na poddasze. Wierni naocznie mogli przekonać się, że Pan wstąpił w niebiosa, które były częstym motywem malarskim na sklepieniach świątyń. Sama figura często przedstawiała Chrystusa odzianego w czerwoną szatę i granatowy płaszcz, barwy odpowiadające ikonografii królewskiej. Są one pozostałością sztuki bizantyjskiej.

Czy tak właśnie wyglądało wstąpienie Chrystusa do Ojca? Było to wydarzenie niezwykłej wagi, a jednak w Dziejach Apostolskich jest ono przedstawione w bardzo prosty sposób: „po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał im Go sprzed oczu” (Dz 1,10). Dlaczego zaledwie kilka wyrazów? Bo istotą całego wydarzenia jest jedno: wskazać, że po dokonaniu dzieła odkupienia Jezus otworzył drogę do nieba, wskazując tym samym cel naszej ziemskiej wędrówki.

Podobnie jak przy pustym grobie Jezusa, tak i na górze wniebowstąpienia pojawili się dwaj aniołowie, którzy stwierdzili, że Jezus powróci na ziemię tak samo, jak został z niej zabrany: będzie okryty obłokiem. Obłok jest znakiem obecności Boga. To obłok prowadził Izraelitów przez pustynię z Egiptu do Ziemi Obiecanej, okrywając Arkę Przymierza. Obłok okrył cieniem Maryję – Arkę Nowego Przymierza, by umożliwić wcielenie Syna Bożego. Obłok pojawił się w scenie przemienienia, gdy Jezus ukazywał uczniom chwałę przyszłego zmartwychwstania. Obłok zabrał apostołom Jezusa sprzed ich oczu w dniu wniebowstąpienia, przypominając, że i nasza ojczyzna jest w niebie.

Po prawicy Ojca

Po zmartwychwstaniu apostołowie zwracali uwagę przede wszystkim na duchowy wymiar dzieła Jezusa. Bardziej niż przywiązywanie wagi do fizycznego wstąpienia do nieba liczyło się to, że wniebowstąpienie stanowiło zwieńczenie dzieła odkupienia. W Liście do Efezjan Paweł zauważa, że Bóg posadził Chrystusa „po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym” (Ef 1,20-21).

Zasiada po prawicy Boga ponad Zwierzchnościami, Panowaniami, Tronami, czyli ponad wszelkimi rodzajami istot duchowych, w tym również ponad istotami złymi. W tym właśnie przejawia się triumf Chrystusa nad złymi mocami. To dlatego w relacjach o Jego wstąpieniu do nieba dużo większy nacisk kładzie się na fakt, że Jezus duchowo zasiada po prawicy Boga, niż na sam moment uniesienia się Jego ciała. W ten sposób podkreśla się zwycięstwo Chrystusa nad złymi mocami.

Wierzymy, że to zwycięstwo ostatecznie stanie się także naszym udziałem. Bo mamy ten sam cel, jaki miał Jezus po spełnieniu misji Ojca. Na imię mu niebo.

„Ten sam cel”, Biblioteka Kaznodziejska 3 (2025) 147-150.

Herbert i ekonomia

Lubię powracać do niektórych książek. Mam nawet w swojej bibliotece półkę z powieściami, które otwierać mogę na chybił – trafił i nigdy się nie zawodzę. Jedna z książek nosi tytuł Mgławice ziemi. Robinson przedstawia taką scenę: do młodego lekarza, który mieni się być chrześcijaninem, przychodzi w odwiedziny jego przyjaciel, również lekarz, niewierzący. Po dwóch godzinach rozmowy, gdy gość opuszcza dom przyjaciela, mówi:

„Przyszedłem do ciebie, bo szczycisz się być chrześcijaninem. Chciałem usłyszeć coś o Bogu, który nas kocha. Chciałem usłyszeć o Jezusie, który podobno zmartwychwstał i czeka na nas, a my czekamy na Niego. Ale ty plotłeś tylko jakieś głupstwa. Ględziłeś o postępie medycyny, o meczu futbolowym. Zdradziłeś kogoś – przede wszystkim chyba Jego”.

W tle tej sceny brzmią słowa Chrystusa: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego” (Łk 24,47-48). Bycie świadkiem nie podpada pod prawa ekonomii: wiara dzielona z innymi nie umniejsza się, lecz wzrasta.

Paradoksu tego doświadczył kiedyś Zbigniew Herbert. W wywiadzie udzielonym ITD zapytany, czy wierzy w Boga, odpowiedział: „Julian Przyboś zapytał mnie kiedyś o to samo. Wtedy nie bardzo wierzyłem, miałem wątpliwości potężne, ale odpowiedziałem: tak. I wówczas zacząłem wierzyć. Przyboś zdziwił się: Pan, taki intelektualista, wierzy w tego ukrzyżowanego niewolnika? Ale im bardziej mi lżył, tym bardziej się w tej wierze umacniałem”. Paradoks? Może, ale zawsze obecny wśród wierzących. Pod koniec II wieku pisał pewien wyznawca Chrystusa do Diogeneta o chrześcijanach:

„Posyła się ich na śmierć, a oni w niej otrzymują życie. Są ubogimi, a wzbogacają wszystkich… Są pogardzani, a uważają to za tytuł do chwały… Gdy wyrządza się im krzywdę, oni błogosławią; gdy traktowani są haniebnie, oni odpowiadają szacunkiem. Mimo że czynią dobrze, karze się ich, jakby byli złoczyńcami. Gdy muszą znosić karę, cieszą się, jakby im ktoś dawał życie… Słowem chrześcijanie są tym dla świata, czym dusza dla ciała”.

Marzenie przy meczecie

Droga szabatowa w tradycji żydowskiej to około tysiąca ośmiuset metrów. Właśnie w takiej odległości od murów starej części Jerozolimy, na stokach Góry Oliwnej, położony jest meczet upamiętniający wniebowstąpienie Chrystusa. To właśnie tu czterdzieści dni po zmartwychwstaniu Jezus wyprowadził swoich uczniów „i podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich pobłogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba” (Łk 24,50–51). Meczet Wniebowstąpienia? Czy to nie paradoks? Owszem. A wszystko przez zawiłe losy historii. Pierwszy kościół powstał tu już w IV wieku. Został znacznie przebudowany przez krzyżowców. Jednak już w 1187 roku został zamieniony przez Saladyna, sułtana Egiptu i Syrii, na meczet. I tak pozostało.

Szczyt Góry Oliwnej po niemal dwóch tysiącleciach stał się świadkiem innego znamiennego wydarzenia. Wieczorem 5 stycznia 1964 roku patriarcha Konstantynopola Atenagoras i papież Paweł VI spotkali się tu i wymienili pocałunek pokoju. Pięćdziesiąt pięć lat temu. Było to pierwsze od stuleci spotkanie najwyższych władz dwóch bratnich Kościołów. Patriarcha mówił: „Chrześcijaństwo żyje od wieków w nocy podziału. Oczy zmęczyły się już ciągłym wypatrywaniem w ciemności. Oby nasze spotkanie było zapowiedzią świetlanego i błogosławionego dnia, kiedy przyszłe pokolenia chrześcijan, uczestnicząc w tym samym Kielichu najdroższego Ciała i Krwi Pana, w miłości, pokoju i jedności chwalić będą jednego Pana i Zbawcę wszystkich”.

Oby to marzenie stało się rzeczywistością!

***

Polub stronę na Facebook