Synowie dwaj
Bezpośredni kontekst pytania o autorytet Jezusa stanowi przypowieść o dwóch synach, z których jeden spełnia wolę ojca, a drugi się jej sprzeciwia. Jest to przypowieść bardzo pokrewna do Łukaszowej przypowieści o synu marnotrawnym. Obłuda jednego z synów polega na tym, że choć na zewnątrz ukazuje uległość i poddaństwo swojemu ojcu, w rzeczywistości jest on daleko od woli swojego rodzica. Drugi syn, choć najpierw wyznaje swoje lenistwo, potem zdjęty litością, żalem, a może skruchą, wypełnia wolę swojego ojca. Pytanie: „Który z tych dwóch synów spełnił wolę swojego ojca?”, ma charakter retoryczny i jest poniekąd prowokujące.
Każdy ze słuchaczy Jezusa zdawał sobie sprawę, że tylko ów drugi syn spełnił wolę ojca – liczą się bowiem nie słowa, ale czyny. Warto przypomnieć tutaj słowa Jezusa wypowiedziane w Kazaniu na Górze: „Nie każdy, kto mówi Mi: 'Panie, Panie’ wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę Mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21).
Chrystus pragnął sprowokować swoich słuchaczy do myślenia, aby potrafili w postawie jednego z dwóch synów odnaleźć samych siebie. Zdaje sobie sprawę z faktu, że przywódcy religijni narodu wybranego chcieliby uchodzić za tych, którzy spełniają wolę Boga, a to właśnie oni wolę tę przekraczają i przestępują. Odrzucili Jana Chrzciciela, który był poprzednikiem Jezusa; nie przyjęli chrztu od niego i odrzucili jego naukę. Podobnie dzieje się z nauczaniem samego Jezusa: zarówno ono, jak i sama osoba Jezusa, są odrzucane przez religijnych przywódców Izraela. Jednak nauczanie Jezusa przyjmowane jest przez grzeszników, przez celników i przez nierządnice. W ten sposób to właśnie oni, ludzie potępieni przez duchowych przywódców, spełniają wolę Ojca w niebie.
Bilet do nieba
Historia bolesnych praktyk pokutnych w Kościele jest długa i złożona. Wielu próbując zbliżyć się do Boga, albo zadośćuczynić swojej grzeszności, podejmowało umartwienia, które dziś nazwalibyśmy torturowaniem ciała. Byli flagelanci, biczownicy, kapnicy (od kap, którymi się przykrywali), członkowie bractw religijnych istniejących od XIII do XV w. głównie we Włoszech, Niemczech, później także w Hiszpanii i w Polsce, które praktykowały publiczne biczowanie się jako formę pokuty. Zwłaszcza podczas wielkich epidemii charakterystyczne były procesje i wędrówki półnagich biczujących się do krwi kobiet i mężczyzn, często prowadzonych przez księży, z krzyżami i flagami. Umartwiano ciało na wiele sposobów, aby przybliżyć się Boga. Dziś biczowanie zdarza się sporadycznie w niektórych wspólnotach ameryki Łacińskiej.
Kard. Newman w jednym ze swoich kazań mówił tak: „Wszystkie udręczenia ciała, które Ewangelia nakazuje nam spełniać, a które stały się udziałem św. Pawła – takie jak: czuwanie, posty, poniżenie ciała – same w sobie nie mogą uczynić ludzi lepszymi, a często nawet czynią ich gorszymi, lub zostawiają ich takimi, jakimi byli na początku. Umartwienia same w sobie nie są dowodem świętości i prawdziwej wiary, jakiś człowiek może być bardzo surowy we własnym życiu i z powodu tej surowości może okazać się okrutny dla innych. Powinniśmy pamiętać, że bardzo surowy, umartwiony tryb życia nie jest w żadnym wypadku paszportem do raju lub wyznacznikiem świętości.” Chrystus mówił do arcykapłanów i starszych ludu. Do tych, którzy znali i przestrzegali prawo. Do tych, którzy zachowywali posty. Do tych, którzy wypełniając prawo kamienowali cudzołożnice. „Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli” (Mt 21,32).
Wiara w Jezusa Chrystusa, wyrażana miłością do Niego i do ludzi, jest jedynym biletem do Nieba. Można nabyć go późno, w ostatniej chwili, w ostatnim oddechu, ale tylko on pozwoli nam odbyć tę podróż.
Audycja „Głos na pustyni” w Radio „Wrocław” w każdą niedzielę o 6.50
Polub stronę na Facebook