Ostatecznych dowodów zmartwychwstania Syna Bożego oczywiście nie ma i być nie może, bo gdyby były – wszystkim nie wierzących w powstanie z martwych Chrystusa należałoby przedstawić owe niezaprzeczalne dowody, a swój wywód zakończyć matematycznym quod erat demonstrandum („co należało udowodnić”). Dowodów zmartwychwstania nie ma, za to argumentów za zmartwychwstaniem jest wiele i nie można ich bagatelizować. Zatrzymajmy się jedynie na wspomnianych dwóch.
Pierwszym jest wszystko to, co zobaczyli Piotr i Jan po przybyciu do grobu w niedzielny poranek, trzeciego dnia po śmierci Jezusa. Analiza zwyczajów pogrzebowych w Palestynie I w. po Chr. wykazuje, że szaty używane przy pochówku, całun i chusty, zwłaszcza ta, którą owijano głowę zmarłego, miały określone przeznaczenie. Za czasów Chrystusa, po dokonaniu namaszczenia ciał zmarłych, owijano je całunem, na twarzy kładziono sudarion, a ręce i nogi przewiązywano opaskami. Proces przygotowania ciała do pogrzebu wyglądał następująco: na długim całunie kładziono wzdłuż ciało zmarłego, a następnie drugą częścią całunu przykrywano korpus, po czym owijano go w poprzek opaskami. Osobną chustę przygotowywano na głowę zmarłego. Owinięcie głowy, oprócz tego, że zapobiegało opadaniu szczęki, miało znaczenie symboliczne: oznaczało, że zmarły definitywnie odszedł ze świata żyjących i że jego stan jest nieodwracalny. Znajomość tych zwyczajów nabiera specyficznego znaczenia w narracji Janowej o pustym grobie. Gdy Szymon Piotr wszedł do wnętrza grobu, „ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego [Jezusa] głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu” (J 20,6b-7)[1]. Taka lektura Janowej wzmianki o chuście wiąże się z symboliką tej szaty: oddzielenie całunu od chusty oznacza, że stan śmierci Jezusa nie był stanem definitywnym. Wielu biblistów skłania się ku tezie, że ponieważ w tak suchym klimacie płótna, na które nałożono duże ilości gęstego oleju bardzo szybko twardniały i zaskorupiały, Jan mógł ujrzeć całun Jezusa nienaruszony, strukturą wciąż przypominający owal ludzkiego ciała lub egipską mumię, ale pusty w środku. Ciało Chrystusa jakby wyemitowało z całunu, nie naruszając jego zewnętrznego układu. Taki widok rzeczywiście mógł być silnym argumentem przemawiającym za zmartwychwstaniem. Oczywiście to tylko jedna z hipotez, jednak wcale nie niemożliwa.
Drugim argumentem za powstaniem z martwych Chrystusa jest fakt, że pierwsi świadkowie Zmartwychwstałego nie wahali się oddać życia za swoje przekonania. Spośród Dwunastu (nie licząc Judasza, za to licząc Macieja wybranego na jego miejsce) jedynie Jan zmarł śmiercią naturalną. Wszyscy pozostali apostołowie oddali życie, ponosząc męczeńską śmierć i świadcząc w ten sposób o zmartwychwstaniu Chrystusa. Sam Jan również cierpiał prześladowania na wyspie Patmos. Bardzo trudno byłoby przyjąć tezę, iż ktoś „lekką ręką” oddaje życie za prawdę, co do której nie ma (subiektywnej przynajmniej) pewności. Apostołowie byli więc przekonani co do zmartwychwstania Chrystusa i dlatego nie wahali się ryzykować najwyższej ceny.
Perspektywa popaschalna dawała możliwość zupełnie nowego odczytania historii zbawienia. To ona stawała się kluczem do lektury Biblii Hebrajskiej, zupełnie nowej lektury, w kluczu mesjanizmu zrealizowanego w osobie i dziele Jezusa z Nazaretu[2]. W tej perspektywie Jakub Slawik stawia pytanie (na które sam odpowiada) o chrystologię Nowego Testamentu:
Rodzi się zatem zasadnicze pytanie, czy bez przełomowego doświadczenia uczniów Jezusa spotkania z żyjącym Jezusem po jego krzyżowej śmierci, nowotestamentowa interpretacja Starego Testamentu byłaby w ogóle możliwa. Czy chrześcijańska chrystologia mogłaby zaistnieć jedynie jako wynik interpretacji Starego Testamentu? Jest to pytanie o znaczenie zdarzenia Chrystusa dla historii interpretacji Biblii Izraela. W mojej ocenie możliwa jest tylko jedna odpowiedź na tak postawione pytanie. Chrystologiczna interpretacja tradycji starotestamentowych byłaby nie do pomyślenia bez doświadczenia wielkanocnego[3].
Relektura dotyczyła zresztą nie tylko świętych pism Izraela, lecz także życia historycznego Jezusa. Verba et facta Jesu niezrozumiałe przez apostołów za Jego ziemskiego życia stawały się jasne i zrozumiałe, gdy odczytywano je przez pryzmat zmartwychwstania. Za przykład niech posłuży Jezusowy logion zapisany w Ewangelii Janowej: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni wybuduję ją na nowo” (J 2,19). W sposób naturalny pierwsi adresaci tych słów myśleli o świątyni jerozolimskiej, której budowa trwała czterdzieści sześć lat. Za czasów Heroda dokonano przecież radykalnej rekonstrukcji przybytku, poszerzając teren świątynny o największą platformę zwaną „dziedzińcem pogan”. Prace wykończeniowe i dekoracyjne trwały praktycznie do zburzenia świątyni przez wojska Tytusa w 70 roku. Stąd odpowiedź adwersarzy, że czterdzieści sześć lat budowano świątynie. Nic więc dziwnego, że słowa Jezusa o jej odbudowie w przeciągu trzech dni wydały się słuchaczom szaleństwem. Dopiero po zmartwychwstaniu uczniowie Jezusa mogli pojąć właściwe ich znaczenie: „On zaś mówił o świątyni swego ciała” (J 2,21). Zapowiedź odbudowy świątyni w przeciągu trzech dni była de facto zapowiedzią zmartwychwstania.
[1] H. Latham, The Risen Master, Cambridge 1901, 29-56; M. Balagué, La prueba de la Resurrección (John 20, 6–7), Est Bib 25 (1966) 169-192; K. Bornhäuser, Die Leidens-und Auferstehungsgeschichte Jesu, Gütersloh 1947, 140–41.
[2] Trzeba powiedzieć, że relektura tekstów biblijnych nie była absolutnie czymś nowym. Żydzi czynili to od wieków, więc chrześcijańskie odczytywanie na nowo biblijnych passusów dotyczących Bożych interwencji w historię, a także odczytywanie całej Biblii pod kątem mesjańskim, wpisywało się doskonale w żydowską tradycję: „Judaizm był przyzwyczajony do dokonywania pewnych relektur. Sam Stary Testament wskazywał tę drogę. Na przykład odczytywano ponownie epizod z manną. Nie negowano pierwotnych danych, ale pogłębiano ich sens, widząc w mannie symbole słowa, którym Bóg stale karmi swój lud (por. Pwt 8,2-3). Księgi Kronik stanowią relekturę Księgi Rodzaju, Ksiąg Samuela i Królów. Szczególną cechą chrześcijańskiej relektury jest to, że dokonuje się ona – jak już przed chwilą wspomnieliśmy – w świetle Chrystusa. Nowa interpretacja nie usuwa pierwotnego sensu. Apostoł Paweł wyraźnie stwierdza, że słowa Boże zostały powierzone Izraelitom (Rz 3,2) i uważa za oczywiste, że słowa te musiały i mogły być czytane i rozumiane jeszcze przed przyjściem Jezusa. Gdy zaś mówi o zaślepieniu Żydów, kiedy czytają Stary Testament (2Kor 3,14), to wcale nie ma na myśli ich całkowitej niezdolności czytania, tylko niezdolność ponownego odczytania w świetle Chrystusa”; Naród żydowski i jego Święte Pisma w Biblii chrześcijańskiej, 19.
[3] J. Slawik, Stary Testament / Tanach w chrześcijańskiej Biblii, RT 57 (2015) 4, 411.
Fragment książki: Kościół a Synagoga (30-313 po Chr.). Na rozdrożu, Wydawnictwo Chronicon, Wrocław 2016, ss. 61-63.