Józef Makhlouf urodził się 8 maja 1828 roku w miejscowości Beka Kafra, położonej sto czterdzieści kilometrów na północ od Bejrutu, na wysokości tysiąca ośmiuset metrów n.p.m. Przyszedł na świat w katolickiej rodzinie maronitów. Jego rodzinna miejscowość położona jest w słynnej Wadi Kadisza, Świętej Dolinie, która kryła wiele grot zamieszkałych przez mnichów eremitów. Był najmłodszym z pięciorga rodzeństwa. Miał dwóch braci i dwie siostry. Jego rodzina wiodła skromne życie, utrzymując się hodowli bydła i pracy na roli. Ojciec Józefa zmarł, gdy ten miał zaledwie trzy lata. Po pewnym czasie matka ponownie wyszła za mąż. Ojczym Józefa był stałym diakonem.
On sam, gdy miał dwadzieścia trzy lata, uciekł z domu i wstąpił do nowicjatu w Klasztorze Matki Bożej. To właśnie tam przyjął imię Szarbel. Gdy rodzina odnalazła go, na próżno starano się go nakłonić do powrotu do domu. Po pewnym czasie młody mnich poprosił o przeniesienie do dalekiego klasztoru św. Marona w Annaya. Ponoć całą drogę przebył pieszo. Pierwsze śluby zakonne przyjął w 1853 roku, po czym władze klasztorne wysłały go na pięcioletnie studia teologiczne do Kfifane. To właśnie tam poznał swego mistrza duchowego Nimatullaha Al-Hardiniego, od którego nauczył się skrupulatnego przestrzegania reguły zakonnej. Szarbel przyjął święcenia kapłańskie w 1859 roku i po ukończeniu studiów powrócił do Annaya. Tam spędził kolejne piętnaście lat swego życia monastycznego. Przełożeni zgodzili się na jego prośbę, którą wystosował w 1875 roku, by przenieść się do eremu położonego na wysokości tysiąca czterystu metrów. Zamieszkał w celi o powierzchni sześciu metrów kwadratowych. Jedyne sprzęty, które wówczas posiadał, to lampa i dzban oraz siennik z dębowych liści, pokryty kozią skórą. Miał także kilka książek.
Szarbel osłabł 16 grudnia 1898 roku podczas sprawowania Eucharystii. W chwili podniesienia stracił przytomność. Zmarł 24 grudnia. Śnieg zasypał wówczas wejście do eremu, jednak mieszkańcy najbliższej wioski w dziwny sposób odczuli, co się stało. Odgarnęli śnieg i następnego dnia, w Boże Narodzenie, pochowano mnicha w grobie przyległym do muru klasztoru. Już w pierwszą noc po pogrzebie nad grobem Szarbela pokazało się światło, które oświetlało okolicę przez najbliższe czterdzieści pięć nocy. Tysiące chrześcijan, ale także muzułmanów, przychodziło na miejsce spoczynku zakonnika, przyciągnięte fascynującą łuną. Maronicki patriarcha nakazał przeniesienie ciała zmarłego do klasztoru. Zostało ono obmyte i odziane w nowe szaty. Zakonnicy musieli zmieniać je co dwa tygodnie, gdyż ciało zaczęło wydzielać oleistą substancję. To właśnie wtedy zaczęły się cudowne uzdrowienia.
Figura św. Szarbela, Beka Kafra w Libanie (fot. M. Rosik)
Słuchaj w Radio „Wrocław” w każdą niedzielę o 6.50
Polub stronę na Facebook