Gdy byłem dzieckiem, jeden z wakacyjnych miesięcy spędzałem u moich dziadków w Kotlinie Kłodzkiej. Jako mały brzdąc po wieczornej modlitwie wskakiwałem do łóżka, a wtedy z obrazu wiszącego na ścianie spoglądał na mnie Jezus. Stał przed obrośniętymi bluszczem drzwiami. Drzwi nie posiadają klamki. Jezus z latarnią w ręku oświetla ciemność nocy i stuka w futrynę. Sam nie może nacisnąć klamki. Decyzja, czy wejdzie do środka, czy też nie, pozostaje w gestii człowieka, który zamieszkuje stary dom. Tylko on może nacisnąć klamkę i otworzyć drzwi przed Jezusem. Tak właśnie w malarski sposób angielski malarz Holman Hunt komentował słowa Jezusa:
„Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto usłyszy Mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3,20).
Dopiero po latach poznałem historię obrazu. Półtora wieku temu w Londynie Holman Hunt najczęściej wieczorami po zakończonej pracy siadał przy lampie i powoli pochylał się nad swoim egzemplarzem Biblii. Największe wrażenie zrobiły na nim dwa zdania Jezusa. Pierwsze jest bardzo krótkie. Jezus mówi o sobie: „Ja jestem światłością świata” (J 8,12). Holman patrzył na światło lampy i zastanawiał się, co to znaczy, że Zbawiciel jest światłością świata. Drugie zdanie, które zrobiło na nim ogromne wrażenie, to słowa Pana Jezusa: „Oto stoję u drzwi….” (Ap 3,20). W oparciu o te dwie wypowiedzi Jezusa malarz postanowił stworzyć dzieło, które zatytułował „Światłość świata”. Co więcej, aby nadać mu pewien wyraz tajemniczości, artysta malował obraz tylko nocą, przy świetle lampy.
Znacie opowieść o akrobacie wyczyniającym przeróżne sztuczki na linie? Pewnego razu przewiesił linę nad ogromnym wodospadem i zaczął przechodzić z jednej strony na drugą. Gdy zebrał się spory tłum widzów zaczął przenosić różne ciężkie przedmioty, czym zyskiwał sobie coraz większy aplauz. Po pewnym czasie chwycił za taczkę i zręcznie przeprowadził ją po linie na drugą stronę wodospadu. Owacje rosły. Zaczął więc przewozić w taczce różne przedmioty, aż w końcu zwrócił się do widzów z pytaniem: „Czy sądzicie, że mógłbym przewieźć w taczce człowieka nad wodospadem?”. Odpowiedź była jednomyślna. Wszyscy zgodnie twierdzili, że skoro tak znakomicie radzi sobie na linie, nie będzie problemu z przewiezieniem człowieka. Wówczas linoskoczek zaczął pytać poszczególne osoby: „Może pan się zgodzi? A może pani? A może pan zdecyduje się na tę przygodę?”. Nikt nie był wystarczająco odważny.
Podobnie zachowujemy się niekiedy w sprawach naszej wiary: wiemy, że Jezus może wieść nas bezpieczną drogą do Ojca i w ten sposób pokonamy przepaść dzielącą nas od Boga, lecz trudno nam zdobyć się na osobistą decyzję zawierzenia Jezusowi.
Jezus – posługując się obrazowością Apokalipsy – kołacze do serca do każdego człowieka. Trzeba osobiście, własną decyzją, która jest potwierdzeniem sakramentu chrztu, przyjąć Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Dopiero wtedy będziemy mogli poznać i przeżywać Bożą miłość i Jego plan zbawienia dla każdego z nas. Rozpoczyna się wówczas przygoda kroczenia przez życie z Jezusem – Tym, który „do końca nas umiłował” (J 13,1).
To tylko krótkie rozważanie na temat jednego z listów do siedmiu Kościołów Apokalipsy. Zapraszam do dalszej refleksji!
Polub stronę na Facebook