fot. M. Rosik
Uczniowie zwracają się do Jezusa z zapytaniem o wybór przypowieści jako nośnika Jego nauki. Jedną z ulubionych form nauczania Jezusa, w których przedstawiał naukę o królestwie Bożym są przypowieści. Są one szczególnym rodzajem nauczania, nie mającym odpowiednich modeli w literaturze tamtego czasu, jakkolwiek sam sposób mówienia posługujący się obrazami codziennego życia był znany, choć teoria przypowieści zaczerpnięta od Kwintyliana czy Arystotelesa nie jest adekwatna na terenie biblijnym. Przypowieść zachowuje podstawowe znaczenie mashalu, który w Starym Testamencie często wskazywał na porównanie, metaforę czy przysłowie.
Słynny żydowski filozof Martin Buber opowiadał pewnego razu o rabinie, który w ten sposób zapamiętał swojego dziadka, ucznia słynnego Baala Szem Towa:
„Mój dziadek był sparaliżowany. Pewnego dnia poproszono go, aby opowiedział o swoim nauczycielu. Wówczas dziadek zaczął mówić o tym, jak święty Baal Szem Tow miał w zwyczaju skakać i tańczyć w trakcie modlitwy. Mówiąc te słowa, wstał z miejsca i do tego stopnia dał się ponieść opowieści, że sam zaczął skakać i tańczyć, aby zademonstrować, jak czynił to jego mistrz. W tym momencie został uzdrowiony. Tak właśnie należy opowiadać historie ”.
Uczniowie pytali Jezusa o cel Jego nauczania w przypowieściach. Dziś, po wielu wiekach i nam trzeba zapytać, w jaki sposób czytać i właściwie rozumieć przypowieści? Jaka jest ich rola w dzisiejszym nauczaniu o Jezusie? Zadaniem przypowieści jest doprowadzenie słuchacza do swoistego stanu szoku emocjonalnego i intelektualnego. Niektórzy chrześcijanie dobrze znają przypowieści. Słysząc pierwsze zdanie, z powodzeniem mogliby dokończyć opowiadanie fabuły. Inaczej było z pierwotnymi odbiorcami przypowieści. Przypowieści wywoływały szok. Burzyły krew. Wywracały życie do góry nogami. Prowokowały. Na przestrzeni wieków słowa Jezusa rozumiane były rozmaicie. W każdym okresie dziejów wymagają aktualizacji. Dziś również, gdy sięgamy po Pismo Święte, staramy się zinterpretować nauczanie Jezusa i wysnuć zeń życiowe wnioski. Coraz częściej jednak pojawia się nowe wezwanie, nieco paradoksalne: to nie my mamy czytać słowo Boże, ale słowo Boże ma czytać nas, ma czytać nasze życie! Nie tyle my mamy je interpretować, ile słowo Chrystusa ma interpretować nas! Trzeba się przeglądać w Biblii jak w zwierciadle, trzeba dostrzec w niej swój wizerunek, jak widzi się własne odbicie w czystym lustrze wód jeziora. Takie jest zadanie każdego chrześcijanina, takie jest też podstawowe zadanie każdego teologa. Słusznie wyraził to Yves Congar, gdy pisał:
„Każdy ma swoje dary, swoje środki, swoje powołanie. Nasze dary, środki i powołanie to być chrześcijaninem, który się modli, i teologiem, który wiele czyta i wiele notuje. Obyśmy mogli wyśpiewać naszą pieśń! Duch jest tchnieniem. Wiatr gra w gałęziach drzew. Chcielibyśmy pokornie być lirą, którą tchnienie Boże poruszy, by wydobyć dźwięk strun. Napnijmy i nastrójmy struny, podejmując naszą żmudną pracę. I oby Duch Święty wyśpiewał harmonijną pieśń modlitwy i życia”.
Audycja „Głos na pustyni” w Radio „Wrocław” w każdą niedzielę o 6.50
Polub stronę na Facebook