Szczęśliwsi niż Jan
Jednym z najcenniejszych obrazów kolekcji Art Institute of Chicago jest dzieło Niedzielne popołudnie na wyspie La Grande Jatte Georges’a Seurat’a. Powstały w latach osiemdziesiątych XIX stulecia obraz to jeden z najwybitniejszych przykładów dzieła namalowanego w technice określanej w historii sztuki jako puentylizm (kropkowanie, plamkowanie). Kompozycja malarska obrazu budowana była przez nakładanie na płótno niezliczonych, różnokolorowych plamek, punktów czy kropek czystego koloru, bardzo podobnie jak przy układaniu mozaiki. Widz stojący twarzą tuż przy obrazie nie jest w stanie powiedzieć, co on przedstawia. Dopiero z oddalenia różnokolorowe punkty układają się w interesujący pejzaż, tworząc doskonałą całość. Jest tylko jeden sposób, aby dostrzec to, co dzieło przedstawia i zachwycić się jego pięknem: spojrzeć nań z dystansu.
Jan Chrzciciel był w sercu toczących się sporów co do tożsamości Jezusa. Może właśnie dlatego nie potrafił w pełni zidentyfikować Tego, którego wcześniej zapowiadał. Pytał Jezusa:
„Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” (Mt 11,3).
Spodziewał się, że Mesjasz uwolni więźniów – zgodnie z zapowiedzią proroka Izajasza – a tymczasem on sam, Poprzednik Pański, przebywał w więzieniu.
W pewnym sensie jesteśmy w o wiele bardziej szczęśliwej sytuacji niż Jan Chrzciciel. Patrzymy na wydarzenia w Palestynie I stulecia z dystansu. Mamy ogląd całości. Wiemy doskonale, że Jezus jest Mesjaszem, który może nas uwolnić z więzienia grzechu i śmierci. Tylko czy wciąż jeszcze stawiamy pytania o tożsamość Jezusa?
Zza murów więzienia
Miała siedemnaście lat, gdy po raz pierwszy trafiła mieszkania w suterenie, zamienionego w siedzibę narkomanów. Przyszła, by mówić im o Jezusie. Półmrok, porozrzucane puszki po piwie, połamane strzykawki, niedopałki papierosów… I ten stęchły, unoszący się w powietrzu zapach, niemal nie do wytrzymania. Po kilku miesiącach policja odkryła melinę.
Ewa, dziś terapeutka, przychodziła więc do więzienia, by wciąż opowiadać o Chrystusie. Była jeszcze wciąż niepełnoletnia, a wówczas prawo nie zezwalało na odwiedziny kogoś, kto nie jest spokrewniony z więźniem, przed ukończeniem osiemnastego roku życia. Ubierała więc szpilki, nakładała makijaż i brała teczkę z dokumentami. Wtedy wyglądała poważniej i udawało się jej czasem przemknąć obok strażników. Bo tylko w taki sposób mogła dotrzeć do osadzonych z wieścią, że Chrystus przyszedł uwolnić więźniów. I nie chodzi o tych zamkniętych za murami i żelaznymi kratami. Raczej o więźniów narkotyków, nałogu, grzechu…
Być może nie w pełni rozumiał to nawet Jan Chrzciciel, który zza murów więzienia wysyłał poselstwo do Chrystusa: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” (Mt 11,3). Mógł się przecież spodziewać, że Mesjasz uwolni go zza krat! A tymczasem nic takiego się nie stało. Misję Chrystusa głębiej zrozumiano dopiero po zmartwychwstaniu. Dlatego pobyt w więzieniu Piotr skrzętnie wykorzystywał do głoszenia Ewangelii i nawracania strażników. Paweł w rzymskim Mamertinum wzdychał: „Pragnę odejść, aby być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze”. A Ignacy z Antiochii posyłał listy do swych współbraci z przestrogą, by przypadkiem nie starali się go uwolnić, bo przecież chce oddać życie dla Chrystusa! Bo najcięższym więzieniem wcale nie jest to otoczone drutami kolczastymi i kordonem strażników…
Więksi od Jana
Ewangelie przedstawiają Jana Chrzciciela jako proroka, który większą część życia spędził na pustyni, przygotowując się do swej misji. Prowadził tam bardzo surowy tryb życia: jego odzienie było szyte z szorstkiej sierści wielbłąda, nosił skórzany pas, żywił się miodem leśnym i szarańczą. To właśnie o nim Jezus powiedział:
„Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela” (Mt 11,11).
Ewangelista Łukasz opisuje historię jego narodzin. Był synem Zachariasza pochodzącego z rodu kapłańskiego i Elżbiety, która przez długi czas pozostawała niepłodna. Łukasz buduje swój opis z dyptychów, w których przedstawia paralelnie postacie Jana Chrzciciela i Jezusa. Porównanie tych dwu postaci służy teologicznym zamiarom autora, który pragnął pokazać Jana jako poprzednika Jezusa. Spotykamy tam paralelne opisy: zwiastowanie narodzin Jana i zwiastowanie narodzin Jezusa; narodzenie Jana i narodzenie Jezusa; obrzezanie Jana i obrzezanie Jezusa oraz dwie pieśni (kantyk Zachariasza i kantyk Symeona). Swą publiczną działalność rozpoczął Jan głoszeniem potrzeby nawrócenia i udzielaniem chrztu w Jordanie. Orędzie swe motywował bliskością królestwa Bożego i rychłym nadejściem „większego od siebie”, który udzielał będzie chrztu Duchem Świętym. Jego rola była podobna do roli Eliasza, który zapowiadał przyjście Mesjasza. Dlatego ewangeliści ukazują, że w jego osobie spełniło się proroctwo o powrocie Eliasza a ziemię: „Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego” (Mal 3,23).
Józef Flawiusz, żydowski historyk, zastanawiając się w Dawnych dziejach Izraela nad przyczynami śmierci Jana Chrzciciela, dochodzi do wniosku, że Herod obawiał się buntu ludności, do którego mógł – jego zdaniem – nawoływać Jan. Król, chcąc zapobiec tej niefortunnej dla siebie sytuacji, postanowił wyprzedzić bieg zdarzeń i przyprawić Jana o śmierć. Dlatego też w klęsce armii Heroda rozgromionej przez Aretasa, króla arabskiego, widzi Flawiusz Bożą karę za ścięcie Jana.
Gdy widzimy, jak doniosłą rolę wyznaczył Bóg Chrzcicielowi w dziejach zbawienia, uderzać może zakończenie wspomnianej wyżej wypowiedzi Jezusa: „najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on” .
Nadmorskie marzenia
Żydzi mieszkający dwa tysiące lat temu w Palestynie mieli swoje marzenia. Ich kraj był okupowany przez Rzymian. Wysokie cło i podatki mocno dawały się we znaki. Należało okazywać cześć cezarowi, co przecież sprzeciwiało się kultowi Jahwe. Nic więc dziwnego, że wśród członków narodu wybranego wzmogły się oczekiwania mesjańskie. Marzyli o nastaniu zapowiadanego przez proroków królestwa Bożego, królestwa pokoju i bezpieczeństwa. Czekali pojawienia się człowieka posłanego przez Boga – Mesjasza, który poprowadzi naród ku wyzwoleniu. Jakie będą znaki Jego przyjścia?
„Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię” (Mt 11,4-5).
Odpowiedź, którą Jezus przekazuje Janowi, doskonale wpisuje się w mesjańskie oczekiwania Żydów. W 1947 roku dokonano jednego z największych odkryć archeologii biblijnej. Zwoje z Qumran nad Morzem Martwym dostarczyły niezwykle bogatego materiału badawczego, który ubogaca wiedzę o judaizmie czasów Jezusa. Znaleziono tam między innymi fragment zwany Apokalipsą mesjańską:
„niebo i ziemia słuchać będą Jego pomazańca. Nad ubogimi uniesie się jego duch, wiarę przemieni w swoją siłę. Rozwiąże związanych, otworzy oczy niewidomym, podniesie pochylonych. Zaszczyty, jakich nie było, uczyni Pan. Uzdrowi bowiem konających, wskrzesi umarłych, ubogim ogłosi dobrą nowinę”.
Nie ulega wątpliwości, że Jezus nie należał do sekty qumrańskiej, choć być może słyszał o jej działalności. Qumrańczycy natomiast nie wiedzieli, że ich marzenia realizują się tak blisko: w osobie wędrownego Nauczyciela z pogardzanej Galilei.
Muzyka trzcinowego sitowia
Etiologowie wciąż nie doszli do zgody w kwestii, dlaczego Jezioro Galilejskie nosi po hebrajsku wdzięczną nazwę Kinneret, czyli „harfa”. Jedni twierdzą, że widziane z lotu ptaka rzeczywiście przypomina kształtem wyszukany instrument. Inni raczej przywołują muzykę, którą delikatnie przygrywa ciepły wiatr kołyszący sitowiem przy brzegu.
Pozostawiając nierozstrzygnięte spory badaczom etymologii przyznać trzeba, że obraz trzciny kołysanej podmuchami wiatru przywołuje odczucia ulotne i niestabilne. A więc zupełnie odmienne niż twarda postać obleczona w wielbłądzią sierść na Pustyni Judzkiej. Takie odzienie nie było z pewnością nigdy poddawane zmiękczającym detergentom, o czym Jezus nie omieszkał wspomnieć, przedstawiając swego poprzednika:
„Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka” (Mt 11,7-9).
Niecodzienny to kontrast: z jednej stron kołysząca się trzcina i miękka szata, z drugiej ktoś więcej niż prorok! Ani chwiejny, ani miękki. Prawdziwy mąż Boży – konsekwentny moralnie i twardy w głoszonych poglądach. Surowy w zasadach i szorstki w mowie. Nieustraszony pośród prześladowań. Ktoś więcej niż prorok! Jezus pochwala taką postawę. Stawia ją za wzór.
Warto jednak pamiętać i o tym, że jeśli komuś zdarzy się czasem bardziej przypominać trzcinę kołyszącą się na wietrze niż surowego ascetę znad Jordanu, to wcale nie musi uciekać od Jezusa. Bo przecież, choć stawia Chrzciciela za wzór, sam „nie złamie trzciny nadłamanej”.
***
dr Anna Rambiert-Kwaśniewska i ks. prof. Mariusz Rosik