U wybrzeży Fenicji (fot. M. Rosik)
Starożytny świat ma Fenicji wiele do zawdzięczenia. Grecy przypisują wprowadzenie ich alfabetu Kadmusowi, synowi fenickiego króla Tyru. Niektórzy są przekonani, że nazwa kontynentu – Europy – pochodzi od imienia siostry wspomnianego Kadmusa. Fortunę fenickim miastom przyniosła purpura, ślicznie barwiony i niezwykle drogi materiał, który noszono w starożytnych pałacach. Mówi się, że jeden gram czystego barwnika miał wartość dwudziestu gramów złota. Sama nazwa „Fenicjanie” oznacza „czerwoni ludzie”. Tak nazywali kupców handlujących purpurą Grecy. Fenicjanie byli znakomitymi żeglarzami. Jako pierwsi zaczęli używać w nawigacji pozycji Gwiazdy Polarnej. Od IX do VI w. zdołali zdominować basen śródziemnomorski od Cypru po Hiszpanię. Byli założycielami starożytnej Kartaginy. Podobno dotarli nawet do Ameryki Północnej, a inskrypcje w Massachusetts i Iowa mają to potwierdzać. Szczycą się też sławnymi ludźmi. Pitagoras, którego ojciec pochodził z Tyru, przez trzy lata prowadził badania w świątyniach Tyru, Sydonu i Byblos. Tales z Miletu, na pół Fenicjanin, miał przepowiedzieć zaćmienie w 585 roku. Arystoteles podobno powoływał się na konstytucję Kartaginy jako modelową.
Pewnego dnia sam Jezus wybrał się do Fenicji: „Wybrał się stamtąd i udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu” (Mk 7,24). Ewangelista dodaje: „Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta” (Mk 7,25). Właśnie owo „wnet” czy „natychmiast” podkreśla niemożność Jezusa, by schronić się przed ludźmi potrzebującymi pomocy. Jego sława docierała nawet na tereny pogańskie. Tak rozpoczyna się jeden z najciekawszych dialogów Jezusa, zanotowanych przez Marka ewangelistę. Zanim jednak padną bezpośrednie wypowiedzi bohaterów tego trzymającego w napięciu opowiadania, autor zechce przedstawić rozmówczynię Jezusa. Okazuje się, że jest to postać niezwykle barwna.
W dwóch krótkich zdaniach ewangelista odsłania przed czytelnikiem trzy rysy tożsamości Syrofenicjanki: w perspektywie religijnej jest poganką, w perspektywie egzystencjalnej jest matką opętanej córeczki, w perspektywie społecznej jest kobietą, która podejmuje inicjatywę rozmowy z nieznanym jej dotychczas mężczyzną. Spójrzmy najpierw na religijne pochodzenie petentki Jezusa. Zdanie włączone: „kobieta zaś była poganką, Syrofenicjanką rodem” (Mk 7,26a) wprowadza zasadniczy temat opowiadania, jakim jest zbawienie ofiarowane poganom. Ogólne określenie „poganka”, które mogło przyjmować znaczenie bądź etniczne, bądź też religijne, autor uzupełnia precyzyjnie słowami „Syrofenicjanka rodem”, a więc sformułowaniem o charakterze czysto etnicznym. Dzięki temu dopełnieniu rzeczownik „poganka” nabiera sensu głównie religijnego: kobieta nie była wyznawczynią religii Izraela. O ile judeochrześcijanom i wyznawcom judaizmu wystarczyła wzmianka, że kobieta była Kananejką, o tyle Rzymianie, dla których pisał Marek, potrzebowali bezpośredniego podkreślenia, że Jezus miał do czynienia z poganką.
Przyczyną pojawienia się kobiety przed Jezusem jest jej sytuacja egzystencjalna: jej córeczka była opętana przez ducha nieczystego. To drugi rys przybliżający tożsamość kobiety. Ewangelista jest niezwykle konsekwentny w doborze terminologii: do chwili, gdy nie wiadomo jeszcze, czy kobieta jest Żydówką czy poganką – posługuje się żydowskim określeniem „duch nieczysty” (gr. pneuma akatharon), natomiast gdy jej pogańska tożsamość zostaje ujawniona – Marek sięga po terminologię pogańską, mówiąc o demonie (gr. daimon). Przy tej okazji warto podkreślić, że ewangelista nie mógł znać systematycznych wywodów na temat działania złych duchów i egzorcyzmów, które to wywody wyszły spod pióra teologów scholastycznych. To dopiero w wiekach średnich wyróżniono ustopniowany wpływ złego ducha na człowieka: kuszenie (łac. temptatio) – dręczenie (łac. tormentatio) – obsesja (łac. obsessio) – opętanie (łac. possessio). Ewangeliści najchętniej sięgali po grecki czasownik daimonidzomai – „być pod wpływem demona”, nie określając jednak, jak silny był ten wpływ. Możliwe więc, że córka Syrofenicjanki nie była opętana we współczesnym znaczeniu tego słowa, ale doświadczała działania złego jako dręczenia czy obsesji.
W perspektywie społecznej, zwłaszcza z punktu widzenia obyczajowości judaizmu, zachowanie kobiety uchodziło za gorszące. Nie dość, że jako pierwsza rozpoczęła rozmowę z mężczyzną, to jeszcze upadła Mu do nóg. Gest przypadnięcia do stóp – choć w społeczeństwach starożytnego Bliskiego Wschodu wskazywał na godność tego, przed którym się upada – mógł uchodzić za gorszący i dlatego domagał się niezwykłej odwagi ze strony petentki. Fakt, iż zdobyła się na taki gest, świadczy o jej udręczeniu jako kochającej maki i determinacji w znalezieniu ratunku dla córki. Być może to właśnie zachowanie poganki budzi takie zgorszenie wśród uczniów Jezusa, że w ogóle znikają oni ze sceny? Co ciekawe, w relacji Mateusza są obecni…
Sydon dziś (fot. M. Rosik)
Sceniczne wprowadzenie do dialogu uświadamia czytelnikom dzieła Markowego, iż mamy do czynienia z sytuacją, która nigdy nie powinna się zdarzyć! Przed Jezusem pojawia się poganka, a więc osoba uznana za nieczysta przez Prawo i pogardzana przez dumnych wyznawców Jahwe. Przed Nauczycielem z Nazaretu pojawia się kobieta, która ma kontakt z opętaną córką, a więc podwójnie nieczysta! Przed galilejskim Cudotwórcą pada do stóp niewiasta zachowująca się nieobyczajnie, której postawa nie może być akceptowana, a więc jest potrójnie nieczysta! Czy w takiej perspektywie może dziwić surowa odpowiedź Jezusa na prośbę o uwolnienie córeczki: „Pozwól najpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom” (Mk 7,27).
Sroga odpowiedź Jezusa sytuuje się znakomicie w tradycji biblijnej. Termin „pies” (gr. kynarion) na kartach Starego Testamentu bez wątpienia pełni funkcję określenia obraźliwego i poniżającego. Autorzy biblijni i ich bohaterowie posługują się nim dla podkreślenia wyższości jednego narodu, władcy czy wojownika nad innym. Goliat zwraca się szyderczo do Dawida: „Czyż jestem psem, że przychodzisz do mnie z kijem?” (1Sam 17,43). Abiszaj, usłyszawszy Szimeja przeklinającego Dawida, zwrócił się do króla słowami: „Dlaczego ten zdechły pies przeklina pana mego, króla?” (2 Sam 16,9). Psalmista modlił się słowami, które w kilka wieków później odczytane zostały jako fragment lamentacji mesjańskiej: „sfora psów mnie opadła, osacza mnie zgraja złoczyńców” (Ps 22,17). Izajasz narzekał na przywódców swego narodu: „Oni wszyscy to nieme psy, niezdolne do szczekania; marzą sennie, wylegują się, lubią drzemać” (Iz 56,10). Podobne znaczenie przyjmuje motyw „psa” w judaizmie czasów bliskich Chrystusowi. Talmud babiloński stwierdza na przykład, że jak pokarmy, które zostały pobłogosławione, dzieli się między ludzi, a nie między psy, podobnie nauka Tory przeznaczona jest dla członków narodu wybranego, nie dla pogan. Porównanie pogan do psów powraca często w midraszu o tytule Tillin, gdzie stwierdza się wprost, że „narody świata są podobne do psów” (6,3).