Bilet do nieba

Znamy takich ludzi: niezwykle obdarowanych utalentowanych, wrażliwych i pięknych. Posiadają to wszystko, co jest potrzebne, aby tu, na ziemi, być szczęśliwymi ludźmi. Zdrowie, dobrą pracę, piękny dom, udaną rodzinę, majątek, który pozwala im wyruszać w dalekie podróże i spełniać marzenia, sławę. Żyją w ciągłym słońcu, omijają ich deszcze i wiatry losu. Ich życie upływa w spokoju i w dostatku.

I nagle wszystko się zmienia. Jak grom spada na nich cierpienie i śmiertelna choroba. Rozpoczynają walkę. Przez wiele tygodni zmagania ze śmiertelną chorobą stają się innymi ludźmi. Oddają to, czym nigdy nie chcieli się podzielić. Rezygnują z tego, co zawsze było im niezbędne. Proszą o spotkanie z tymi, na których nigdy nie chcieli nawet spojrzeć. Znajdują czas dla tych, których nawet nie dostrzegali. Modlą się. Jedni mówią: Jak trwoga, to do Boga. Inni drwią z nagłej, wymuszonej sytuacją przemiany. Jeszcze inni bez umiaru korzystają z ich nagłej hojności.

Wobec Pana Boga zawsze będziemy dłużnikami. Nasze rachunki z Panem Bogiem nigdy się nie zgadzają, nigdy nie są czyste, wyrównane. Niewłaściwie administrujemy darami, które otrzymaliśmy od Stwórcy, uważamy je za własność, wykorzystujemy dla własnych, niejasnych i nieuczciwych celów, nie liczymy się z innymi.

„Zyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków” (Łk 16,9)

Paradoks zawarty w Ewangelii nie pozostawia wątpliwości: Bóg zawsze będzie zadowolony, gdy jak nieuczciwy zarządca będziemy Jego majątek przelewać na innych. Gdy znajdziemy czas – nawet w ostatniej chwili przed śmiercią – by  rozdawać przebaczenie, miłosierdzie, współczucie i miłość.

Przestrzenie przy-jaźni

Godzinami przemierzam syberyjskie przestrzenie. Niekiedy wioski oddalone są tu od siebie o kilkadziesiąt kilometrów. Jednym z najcenniejszych skarbów na syberyjskim odludziu jest dar czasu. Życie toczy się powoli, czasem bezwolnie. Ludzie niespiesznie wykonują swoje zajęcia. Są zamyśleni. I – co uderza mnie najbardziej – niezwykle cenią sobie przyjaźń. Celebrują spotkania.

Cycero argumentował, że przyjaźń oznacza bycie bardzo blisko drugiej osoby, jednak bez chęci zawładnięcia nią. Zasadę przyjaźni wyznaczył prostym twierdzeniem:

„Upominać i pozwalać się upominać – oto prawdziwa przyjaźń”.

Aby była głęboka i szczera, nie może wypływać z lęku przed samotnością. Wręcz przeciwnie, łączy się niekiedy z pragnieniem samotności. Niekoniecznie aż takiej, jakiej doświadczyć można na syberyjskich szlakach. Bo przyjaźń rozwija się w spotkaniu, w dialogu. Piękny jest nasz polski język dotykający tych obszarów: przyjaźń oznacza przecież bycie przy jaźni drugiej osoby, a więc bliskość w sposobie myślenia i postrzegania świata. A przyjaciele to ci, którzy są „przy ciele” drugiego, co realizuje się w spotkaniu.

„Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną” (Łk 16,9) – jakoś niepokojąco brzmi konkluzja Jezusowej przypowieści. Jaśniejszą czyni ją dopiera jedna z możliwych interpretacji zachowania nieuczciwego zarządcy. Według niej zarządca nie otrzymywał zapłaty od swego pana, lecz zarabiał jedynie na prowizji z pożyczanych dóbr. Część prowizji należała się panu, część – właśnie zarządcy. Ten ostatni zrezygnować miał ze swej zapłaty, by tak pozyskać sobie przyjaciół.

Czasem, aby pielęgnować przyjaźń, przemierzać trzeba syberyjskie przestrzenie. Innym razem – wyrzec się własnej zapłaty. A czasem wystarczy pochylić głowę w modlitwie przed Tym, który nazwał nas swymi przyjaciółmi.

A co z pochwałą nieuczciwego rządcy?

Trudność przypowieści o nieuczciwym zarządcy polega na tym, iż czytelnik odnosi wrażenie, iż Jezus pochwala nieuczciwość. Zarządca ów „przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: „Ile jesteś winien mojemu panu?” Ten odpowiedział: „Sto beczek oliwy”. On mu rzekł: „Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt”. Następnie pytał drugiego: „A ty ile jesteś winien?” Ten odrzekł: „Sto korcy pszenicy”. Mówi mu: „Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt”. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości” (16,5-8).

Próby rozwiązania tej trudności winny iść w dwóch kierunkach. Po pierwsze można zatrzymać się jedynie na zasadzie analogii: jak synowie tego świata czynią wszystko (nawet nieuczciwie), by osiągnąć wyznaczony cel, tak synowie światłości winni czynić wszystko (w granicach uczciwości), aby osiągnąć królestwo Boże. Jezus pochwalałby więc nie tyle nieuczciwość, co spryt i pomysłowość w dążeniu do celu. Wierzący również winni kierować się sprytem i pomysłowością, lecz trzymać się przy tym norm moralnych.

Rozwiązanie drugie odwołuje się do ekonomicznych zwyczajów Izraela czasów Jezusa. Otóż zarządca dóbr swego pana nie otrzymywał za swą pracę zapłaty pieniężnej, lecz przyjmował prowizję z pożyczanych towarów. Jeśli ktoś pożyczał pięćdziesiąt beczek oliwy, musiał oddać sto, przy czym część (lub cała) nadwyżki stanowiła zapłatę dla zarządcy. Jeśli ktoś pożyczał osiemdziesiąt korcy pszenicy, musiał oddać sto, przy czym część (lub całość) nadwyżki była zapłatą dla zarządcy. W ten sposób zarządca rezygnował ze swojej własności, aby pozyskać sobie życzliwość ludzi i znaleźć u nich pomoc, gdy zostanie zwolniony ze swej posady.

Polub stronę na Facebook