To było leniwe niedzielne popołudnie. Lipiec. Rok akademicki właśnie się skończył, więc udało mi się wyrwać nad polskie morze. Już pierwszego dnia pobytu rano odbyłem długi spacer wzdłuż brzegu, a po południu postanowiłem poznać pobliskie miejscowości. Choć minęła osiemnasta, słońce tkwiło jeszcze wysoko na niebie. Wszedłem do niewielkiego kościoła. I właśnie wtedy to usłyszałem. Déjà vu! – pomyślałem. Wydawało mi się, że przechodzę korytarzem uczelni, a zza drzwi sali wykładowej słyszę: „Zbawienie zainicjowane przez wydarzenia paschalne historycznej egzystencji Chrystusa, a nawet wcześniej – przez nadprzyrodzone interwencje Jahwe w dzieje narodu wybranego – ma charakter na wskroś eschatologiczny. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę pierwotni adepci chrześcijaństwa, gdy tworzyli literaturę apokryficzną o nachyleniu apokaliptycznym. Rozumieli, że proces zbawienia jest in statu fieri”… Może trochę przesadziłem w parafrazie, ale naprawdę cała homilia utrzymana była w takim tonie. Tylko że to nie była sala wykładowa, a zwykły wiejski kościółek, w którego ławkach siedzieli spracowani rybacy z żonami i małymi dziećmi.
Przystępniej ideę zbawienia przybliża Nowy słownik teologii biblijnej, który mówi, że w Starym Testamencie zbawienie odnosi się do konkretnych interwencji Boga dla dobra Izraela (na przykład wyzwolenie z Egiptu), w Nowym Testamencie – wyzwolenie z rąk nieprzyjaciół, głównie za sprawą oczekiwanego Mesjasza, ale także wyzwolenie z grzechu, cierpienia i śmierci. Realizacja zbawienia rozpoczyna się tu, na ziemi, ale jego pełnia objawi się w życiu wiecznym[1]. A we mnie rodzi się pokusa, aby teologiczny termin zastąpić prostym słowem „szczęście”. No chyba że właśnie do takich pokus odnosi się propozycja Franciszka, by modlić się w nowy sposób: „nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”. Wtedy nici z takiego „szczęścia”.
Potrzeba zbawienia
A teraz trochę poważniej. Warto zadać sobie pytanie, skąd wzięła się potrzeba zbawienia? Kiedy zaistniała? Co ją spowodowało? Każdy teolog bez wątpienia wskaże na dramat, który rozegrał się w Ogrodzie Czterech Rzek. Grzech pierwszych rodziców sprawił, że człowiek wraz z całym stworzeniem znalazł się w sytuacji nie-zbawienia i stąd właśnie zrodziła się konieczność zbawczej interwencji Boga. Człowiek własną wolną decyzją, naruszając ustalony przez Boga porządek moralny, sam wykluczył się z owej zażyłości, jaka łączyła go ze Stwórcą, i ściągnął na siebie konkretne konsekwencje swego czynu.
Teologia dogmatyczna zdołała usystematyzować konsekwencje grzechu pierwszych rodziców, sprowadzając je do trzech: śmierć, wszelkie formy cierpienia oraz grzech, pierworodny i grzechy aktualne. Wraz z ukazywaniem skutków grzechu Adama i Ewy autor natchniony przekazuje także pierwszą Bożą obietnicę zbawienia, zwaną Protoewangelią. Bóg kieruje do węża, w tradycji biblijnej utożsamionego z szatanem, następujące słowa: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono ugodzi cię w głowę, a ty ugodzisz je w piętę” (Rdz 3,15). Z perspektywy Nowego Testamentu obietnica ta doczekała się realizacji w osobie, życiu i misji Jezusa Chrystusa, który okazał się zesłanym przez Boga Zbawicielem.
Sytuacje wymagające zbawienia
Niemal wszyscy teologowie zgadzają się co do tego, że śmierć człowieka jest konsekwencją grzechu pierwszych rodziców. Sam fakt śmierci jako skutku grzechu Adama i Ewy przyjmowany jest niemal przez wszystkich teologów. Problem zaczyna się jednak przy pytaniach szczegółowych: O jaką śmierć chodzi? Czy o śmierć fizyczną? Czy może tylko o „śmierć duchową”, rozumianą jako oddzielenie ducha ludzkiego od Boga, który również jest Duchem? Czy rzeczywiście Bóg nie zaplanował dla człowieka fizycznego umierania? Czy może jedynie miało ono przybierać inną formę niż pełne dramatu bólu i cierpienia umieranie człowieka naznaczonego piętnem grzechu pierworodnego?
Obraz rajskiej szczęśliwości, utrwalony przez wielowiekowe nauczanie Kościoła, zakłada, że pierwsi ludzie obdarzeni byli darem nieśmiertelności, a nieśmiertelność tę rozumiano na płaszczyźnie fizycznej. Bardzo jasna jest w tym względzie wypowiedź autorów Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Dopóki człowiek pozostawał w zażyłości z Bogiem, nie miał ani umierać, ani cierpieć. Wewnętrzna harmonia osoby ludzkiej, harmonia między mężczyzną i kobietą, a wreszcie harmonia między pierwszą parą i całym stworzeniem konstytuowała stan nazywany «pierwotną sprawiedliwością»” (KKK 376).
Coraz częściej pojawiają się jednak wśród teologów opinie odmienne od tradycyjnych[2]. Już kilkadziesiąt lat temu dopuszczono możliwość twierdzenia, iż grzech pierwszych rodziców spowodował śmierć w sensie tego wszystkiego, „co w ludzkim umieraniu jest drapieżne, okrutne, przeklęte, straszne i budzące lęk”[3]. Gdyby nie grzech Adama i Ewy, umieranie byłoby po prostu łagodnym przejściem w inny wymiar istnienia, przejściem, które nie budziłoby bólu, strachu, i nie wiązałoby się z cierpieniem.
Nie jest jednak celem naszych rozważań rozwiązywanie kwestii, czy śmierć fizyczna jest rzeczywiście skutkiem grzechu pierwszych rodziców, tak jak to rozumie teologia tradycyjna. Zatrzymamy się tu jedynie na stwierdzeniu, iż takim skutkiem jest z pewnością śmierć duchowa, rozumiana jako oddzielenie ludzkiego ducha od Ducha Bożego. Grzech zrywa tę więź, wskutek czego człowiek pozostaje w stanie „śmierci duchowej”. Taka sytuacja wymaga zbawczej interwencji Boga, gdyż człowiek sam o własnych siłach nie jest w stanie przywrócić sobie życia duchowego. Może to uczynić tylko Bóg, który jest Duchem, w myśl słów Jezusa: „Duch daje życie” (J 6,63).
Kolejnym skutkiem grzechu pierwszych rodziców jest zaburzenie poznania przez ludzki rozum, osłabienie woli człowieka i nieporządek w sferze emocjonalnej. Wszystko to składa się na słabość ludzkiej natury, która po pierwszym złamaniu przymierza rajskiego skłonna jest do popełniania grzechu. Występek pierwszych rodziców dwojako naznaczył grzechem całą ludzkość: poprzez grzech pierworodny, „odziedziczony” po Adamie i Ewie, oraz poprzez grzechy aktualne wszystkich ludzi.
Karl Rahner w Podstawowym wykładzie wiarystwierdza jednoznacznie: „praca, choroba, niewiedza, cierpienie, śmierć – tak jak spotykamy je w konkretnym życiu – to niewątpliwie charakterystyczne cechy naszej ludzkiej egzystencji, które w tej postaci, w jakiej doświadczamy ich w naszej rzeczywistej sytuacji, nie istniałyby w egzystencji pozbawionej winy. Na tej podstawie możemy i musimy wprost powiedzieć, że owe egzystencjały są skutkiem grzechu pierworodnego”[4].
Najogólniej mówiąc, wszelkie formy cierpienia widzieć należy jako skutek przekroczenia Bożego zakazu przez pierwszych rodziców. Nie można jednak z tego faktu wyciągać wniosku, jakoby istniało mechaniczne powiązanie pomiędzy grzechem a cierpieniem rozumianym jako kara za przekroczenie Bożego przykazania. Nie należy wyobrażać sobie, że Pan Bóg zesłał na człowieka podleganie cierpieniom i śmierci za to, że człowiek popadł w grzech. Raczej w tym sensie są one karą za nasz grzech, że zniszczenie, jakie sprowadziliśmy do naszych dusz, promieniuje również na nasze ciała.
Jezus zbawia od…
Zasadniczo dzieło Jezusa polega na tym, aby wyzwolić człowieka ze skutków grzechu pierwszych rodziców. Można więc – w pewnym schematycznym uproszczeniu, ale także uporządkowaniu – stwierdzić, że zbawcza działalność Jezusa rozciąga się na trzy obszary: Jezus wybawia od śmierci, grzechu i cierpienia.
Jezus zbawił człowieka od śmierci poprzez to, że sam zmartwychwstał i obiecuje zmartwychwstanie ku życiu wiecznemu każdemu, kto w Niego uwierzy. Pokonanie śmierci, która miała tryumfować nad Zbawicielem, jest zasadniczym i integralnym elementem zbawienia: „Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim” (Dz 2,24). Ponieważ to Bóg jest pełnią życia, dlatego żaden człowiek sam z siebie nie jest w stanie pokonać śmierci. Zbawienie od śmierci jest darem łaski. Śmierć fizyczna, bez względu na to, czy była przez Boga zaplanowana jako łagodne przejście w inny wymiar obcowania z Nim, czy też jest absolutną konsekwencją grzechu pierwszych rodziców, po śmierci Chrystusa na krzyżu nabiera nowego znaczenia. Chrześcijanin jest tym, który „umiera dla Pana” (por. Rz 14,8). Integralnym elementem czasów ostatecznych przeżywanych w wymiarze jednostkowym jest zmartwychwstanie fizyczne każdego ciała. Przez zmartwychwstanie wierzący w Chrystusa wkracza w życie, w którym „śmierci już nie będzie” (Ap 21,4).
Grzech pierworodny sprawia, że człowiek rodzi się w stanie śmierci duchowej. Poprzez sakrament chrztu człowiek staje się dzieckiem Boga: Duch Święty zstępuje na osobę, której ciało staje się świątynią Ducha Świętego. Stan duchowej śmierci może później powtórzyć się w życiu człowieka, gdy ten popełnia grzech śmiertelny, zgodnie z zasadą przedstawioną przez Pawła, iż „zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6,23). Obrazowo można posunąć się do przyjęcia porównania, iż grzech śmiertelny jest wypędzeniem Ducha Świętego. Konieczny jest sakrament pojednania, by powtórnie zaprosić Go do ludzkiego życia.
Być może najtrudniejszy do wyjaśnienia jest fakt pokonania przez Chrystusa cierpienia, które weszło na świat i w ludzkie życie. Nie jest przecież tak, że ten, kto uwierzy w Chrystusa, nie doświadcza już cierpienia. Spotyka ono wszystkich. Święty Jan wyjaśnia jego istnienie lapidarnym stwierdzeniem: „Świat leży w mocy złego” (1 J 5,19). Każdy, kto przychodzi na świat, doświadcza cierpienia. Na czym więc polega zwycięstwo nad cierpieniem dokonane przez Chrystusa? Ostateczne pokonanie cierpienia dokonało się w Jego śmierci i Zmartwychwstaniu. Choć to zwycięstwo już się dokonało, jeszcze w pełni się nie ujawniło, zgodnie ze słowami autora Listu do Hebrajczyków, który przekonuje, że wszystko – w tym również cierpienie – zostało przez Boga poddane Jezusowi: „Ponieważ zaś poddał Mu wszystko, nic nie zostawił, co by nie było Mu poddane. Teraz wszakże nie widzimy jeszcze, aby wszystko było Mu poddane” (Hbr 2,8). Obecna sytuacja chrześcijan jest stanem przejściowym pomiędzy już dokonanym odkupieniem a jeszcze nie ujawnionym w całej pełni zwycięstwem Jezusa nad cierpieniem. Zwycięstwo to przybierze swój ostateczny kształt po paruzji, gdy nastanie wieczne królowanie Boga. Wtedy właśnie Bóg otrze z ludzkich oczu wszelką łzę, a cierpienia już nie będzie (por. Ap 21,4).
Odkupieni, ale jeszcze nie zbawieni
Grzech pierwszych rodziców i jego konsekwencje sprawiły, że zaistniała konieczność zbawienia, jeśli człowiek miałby na nowo cieszyć się przyjaźnią z Bogiem. Zbawczy plan Boga polegał zasadniczo na wcieleniu Jego Syna po to, by odkupił On ludzi z konsekwencji pierwszego złamania Bożego nakazu przez Adama i Ewę. Odkupienie dokonane przez Chrystusa jest nie tylko pokonaniem konsekwencji występku pierwszych rodziców, ale ostateczną klęską szatana, głównego sprawcy grzechu i wszelkiego zła. Każdy wierzący w Chrystusa uczestniczy w tym zwycięstwie. Poświadcza to Apostoł Narodów, gdy wyjaśnia Kolosanom: „I was, umarłych na skutek występków i «nieobrzezania» waszego [grzesznego] ciała, razem z Nim [Chrystusem] przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny, przygniatający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża” (Kol 2,13-14).
Chrystus przyjął na siebie wszelkie konsekwencje grzechu pierwszych rodziców – śmierć, cierpienie i grzechy, a przyjąwszy je na siebie, został wraz z nimi ukrzyżowany. Tryumf szatana okazał się pozorny. W poranek Zmartwychwstania Chrystus opuszcza grób, natomiast konsekwencje grzechu pierwszych rodziców pozostają nadal „ukrzyżowane”. Tak zasadniczo rysuje się dzieło odkupienia, które jest dostępne dla każdego, kto uwierzywszy w Jezusa Chrystusa, przyjmuje chrzest. Innymi słowy, przez śmierć Chrystusa jesteśmy odkupieni, a tylko od nas zależy, czy będziemy mogli cieszyć się pełnią zbawienia.
[1]H. Witczyk, Zbawienie, w: Nowy słownik teologii biblijnej, Kielce 2017, s. 991-993.
[2]W. Chrostowski, Czy Adam i Ewa mieli się nie starzeć i nie umierać? Egzegetyczny przyczynek do nauczania o nieśmiertelności pierwszych ludzi, w: Verbum caro fatum est. Księga pamiątkowa dla Księdza Profesora Tomasza Jelonka w 70. rocznicę urodzin, red. R. Bogacz, W. Chrostowski, Warszawa 2007, s. 151-179.
[3]J. Salij, Przekleństwo śmierci i śmierć w Chrystusie, „Zeszyty Formacji Duchowej”, 24/2005, s. 14.
[4]K. Rahner, Podstawowy wykład wiary, Warszawa 1987, s. 99.