Amerykańskie badania o skuteczności komunikacji dowodzą, że treść wypowiedzi, czyli przekaz słowny, tylko w siedmiu procentach wpływa na wiarygodność i skuteczność komunikacji. W trzydziestu ośmiu procentach decyduje o tym ton głosu, natomiast aż w pięćdziesięciu pięciu istota przekazu zależna jest od komunikacji pozawerbalnej. To właśnie dzięki „mowie ciała” można poznać uczucia i emocje rozmówcy. Ciekawym jest fakt, że w przypadku braku spójności między przekazem słownym a „mową ciała”, przyjmujemy za prawdziwe sygnały niewerbalne.

Mowa ciała Jezusa musiała być szczególnie „wymowna”, skoro po odczytaniu przez Niego fragmentu Izajasza, „oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione”. Ton Jezusowego głosu – trzydzieści osiem procent skuteczności komunikacji – musiał być szczególnie dobitny, skoro „wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego”. Tak wielkie wrażenie zrobiło na mieszkańcach Nazaretu jedno wypowiedziane przez Jezusa zdanie:

„Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4,21).

Skrupulatni bibliści zwracają baczną uwagę na sekwencję słów tej wypowiedzi: akcent pada na „dziś”. Bo życie wiary dokonuje się zasadniczo „dziś”. Przyszłości jeszcze nie ma. Czasem nie mamy na nią wielkiego wpływu. Przyjdzie do nas dopiero wtedy, gdy stanie się teraźniejszością. Przeszłości już nie ma. Pozostała poza nami. Możemy jedynie wyciągnąć z niej mądre wnioski i … żyć chwilą obecną. Być chrześcijaninem „dziś”. I nie chodzi tu ani o neoepikureizm, ani o odgrzewanie Horacego. Chodzi o to, że słowo Boże dziś może odmienić nasze życie. A ponieważ Słowo stało się ciałem, więc Jego skuteczność zdecydowanie przewyższa siedem procent. Może nawet przynieść plon stukrotny.

III C